28. Strażnica w Przewodziszowicach

Mój sezon rowerowy w toku – regularnie co tydzień wsiadam na mój rowerek i jedno popołudnie spędzam na nim, a także na zwiedzaniu i robieniu zdjęć. Już nawet nie zwracam uwagi na groźnie wiszące w powietrzu chmury i grzmoty, byle tylko wyrwać się z domu i zrelaksować przy robieniu tego, co najbardziej lubię. Mój rozbrykany 3latek nieźle mi daje popalić, a spowodowana wakacjami obecność starszego syna w domu i ciągłe wali z młodszym doprowadzają do nerwicy – samotny relaks w plenerze jest więc jak najbardziej wskazany dla mojego zdrowia psychicznego.

Na moim blogu opowiadałam już o pozostałościach po dwóch strażnicach jurajskich- Strażnicy w Łutowcu (wpis nr. 18) i Strażnicy w Ryczowie (wpis nr. 22), a dzisiaj postanowiłam, że opowiem o kolejnej- Strażnicy w Przewodziszowicach (obecnie dzielnica Żarek, gmina Żarki, powiat myszkowski, woj. śląskie), do której udało mi się dojechać. W Żarkach byłam już wielokrotnie, ale tej ruiny nie widziałam wcześniej na własne oczy.

Pogoda piękna, więc wsiadam na rower i jadę – Poręba- Mrzygłód – Myszków- Żarki. Niestety trasą nie jestem zachwycona, bo począwszy od Mrzygłodu jadę poboczem dosyć ruchliwej drogi (droga nr. 791), a przeprawienie się przez Myszków w godzinach szczytu też do przyjemności nie należy i dlatego zniechęcona tym ruchem, tuż za Myszkowem odbijam w taką mało ruchliwą, asfaltową drogę do Jaworznika (będzie trochę dalej, ale za to przyjemniej). Po drodze mijam stawy, a nst. wyjeżdżam na drogę Żarki-Kroczyce (nr. 792). I jestem zadowolona z tej decyzji, bo przy tej drodze, tuż przed Żarkami znajdują się ruiny kościoła św. Stanisława biskupa – męczennika.

Kościół ten zbudowany został przed 1782 rokiem z łamanego kamienia wapiennego, na wzgórzu Laskowiec, w miejscu starej drewnianej kaplicy, gdzie – jak głosi podanie – położona była też ówczesna osada Żarki. Obiekt wzmiankowany był w 1595, 1748 i 1763 roku, jako przydrożna drewniana kaplica, przy ważnym trakcie handlowym prowadzącym z Krakowa do Częstochowy. Od połowy XIX wieku kościół był już w ruinie. W latach 1982-1983, dzięki członkom Towarzystwa Przyjaciół Żarek, kościół został odgruzowany, ponadto przeprowadzono badania archeologiczne, w wyniku których odkryto pochówki, datowane na drugą połowę XV wieku. W 1989 roku dokończono prace, wypełniając ubytki murów i zabezpieczając ich koronę.

Pochodzenie kościoła wiąże się być może z wcześniejszym kultowym przeznaczeniem tego wzgórza, a później z miejscem grzebalnym. Ludowe podanie mówi też, że świątynię ufundował bogaty rycerz, jako wotum za szczęśliwy powrót z wyprawy wojennej.

Miejsce wyjątkowo zadbane- czyściutko, ławeczki, tablice informacyjne- warto się tam zatrzymać. Fajnie zregenerowana jadę dalej, ale po chwili znowu się zatrzymuję, bo moją uwagę zwraca potężne drzewo. Jest to legendarna “Babka” – długowieczna lipa drobnolistna, którą w 1954 r. wpisano na listę pomników przyrody. Miała wówczas 18 m wysokości i ok. 4,5 w obwodzie. Liczy ponad 500 lat.
Rośnie na rozstaju tzw. Starej Drogi i nowej prowadzącej z Żarek do Jaworznika, gdzie- jak głosi podanie – położona była ówczesna osada Żarki.

O tej lipie krążą różne podania.
Jedno z nich głosi, iż król Jan III Sobieski, zdążając z wojskiem z Krakowa do Częstochowy na Jasną Górę, przed wyprawą na Wiedeń w 1683 r., tu odpoczywał i pisał jeden ze słynnych listów do Marysieńki :)

I teraz już koncentruję się na odnalezieniu mojej docelowej strażnicy. W internecie wyczytałam, że te ruiny znajdują się niedaleko Sanktuarium Matki Bożej Leśniowskiej, więc tam się kieruję. Korci mnie by zatrzymać się w Sanktuarium, ale obawiam się, że jeżeli za długo tam zabawię, to mi zabraknie czasu na strażnicę, a z nią nie jest taka prosta sprawa, bo muszę ją najpierw odnaleźć i nawet w internecie wyczytałam, że nie jest to takie łatwe. Sanktuarium więc zostawiam sobie na deser i jadę dalej do końca Przewodziszowic. I gdy już asfaltowa droga i domy kończą się pojawia się pytanie- co dalej ??? Jest co prawda słupek z drogowskazem, ale nic tam nie pisze o tej strażnicy- stoję jak głupia i nie wiem którą z trzech dróg w las wybrać. W końcu decyduję się na niebieski szlak do Czatachowej, bo jakoś tak najbardziej mi pasuje (niestety moja mapa nie jest za dokładna- koniecznie muszę sobie kupić dokładniejszą ) . I jadę, jadę, jadę, a strażnicy jak nie widać tak nie widać- za to pojawia się Czatachowa i teraz już wiem, że wybrałam złą drogę. Zawracam i jadę z powrotem do Przewodziszowic – przejeżdżając ponownie obok jakiejś piaskowni :

5 km na darmo i sporo czasu zmarnowanego, bo po piaszczystej drodze nie dało się jechać i musiałam rower prowadzić. Teraz już nie ryzykuję, bo zostały jeszcze dwie drogi, tylko pytam się miejscowych o tą strażnicę i dzięki nim wiem już którędy jechać – jadę więc czarnym szlakiem rowerowym (razem z nim prowadzi żółty i niebieski dla pieszych) i po kilku minutach docieram do polanki- a na niej stoi potężna skała z fragmentem kamiennej ściany.

Jest to pozostałość strażnicy w postaci wieży mieszkalno – obronnej i być może dostawionego do niej budynku. Warownia składała się z części górnej, murowanej i dolnej z budynkami drewnianymi. Zachował się fragment murów wieży oraz resztki fosy. Mur wyrównuje pion skały, zwiększając powierzchnię podstawy wieży. Wejście do niej prowadziło drabiną o wysokości 15 m. Zamek górny posiadał powierzchnię ok. 125 m2 i mógł być opasany przez mur obronny, tworząc tam dziedziniec. Część dolna była podzielona jakby na 3 części – majdany gospodarcze, chronione palisadą o dł. ok. 300 m z wjazdem od północy.

Strażnica ta została zbudowana w pierwszej połowie XIV w. przez Kazimierza Wielkiego. Wraz ze strażnicami w Suliszowicach i Lutowcu a może i zamkiem w Ostrężniku stanowiła doskonały system obronny ówczesnego państwa Polskiego. Być może jednak ich historia była całkiem inna i strażnice te były zbudowane przez księcia opolskiego Władysława przeciw państwu polskiemu – wśród historyków nie ma jednomyślności w tej kwestii. Wiadomo jednak że strażnica została opuszczona już za czasów Władysława i przekazana w prywatne ręce. W latach 1426-54 należała do Mikołaka Kornicza. Prace zabezpieczające przeprowadzono w latach 60-tych XX wieku. (znalezione w internecie)

Legendy mówią iż wielkie skarby Kornicza zostały ukryte w szczelinie skalnej nie opodal zamku, inni twierdzą że ukryto je w studni zamkowej, która istnieje podobno do dziś, nieco oddalona od skały zamkowej. Zasypana jest jednak kamieniami. W mgliste poranki pojawia się nad nią cień postaci z kapturem na głowie. Jest to ponoć pokutujący Kornicz pilnujący swoich łupów.

To piękna pamiątka po odległej, kryjącej wiele tajemnic historii – piękna jurajska perełka, którą warto zobaczyć. Obeszłam, obfotografowałam ją, odpoczęłam chwilkę i zadowolona ruszyłam w drogę powrotną do domu.

Niestety zrobiło się późno i sanktuarium musiałam sobie darować. Osoby które chciałyby się coś więcej o nim dowiedzieć odsyłam do mojego starszego wpisu (wpis nr. 7 “W Żarkach”) . Tam znajdziecie też kilka innych ciekawych informacji o Żarkach. To bardzo interesujące miasteczko- sama ciągle coś nowego w nim odkrywam i mam powody by do niego wracać :)

A tymczasem wracam do domu – zachwycając się pięknie zachodzącym słoneczkiem :)

Wyjazd oczywiście zaliczam do udanych i bardzo owocnych, bo oprócz tego, że udało mi się świetnie zrelaksować i odnaleźć tą strażnicę, to jeszcze podłapałam pomysły na kilka innych wycieczek rowerowych w tym kierunku i teraz będę je wcielała w życie :)

POZDRAWIAM WSZYSTKICH MOICH SYMPATYKÓW 😉

Wpis archiwalny – czerwiec 2011