Kolejny wpis i kolejna wyprawa rowerowa, tylko tym razem w zupełnie innym kierunku, chociaż trasą doskonale mi znaną, bo w zeszłym roku często tamtędy jeździłam na Jurę i trasa ta była moją ulubioną: Poręba- Mrzygłód- Kopaniny- Włodowice i dalej to już różnie w zależności od celu.
Błękitne niebo, ciepełko, z lekka zawiewający wiaterek- jechało mi się po prostu BOSKO !!! Taką pogodę chciałabym mieć co tydzień Po drodze, tuż przed Mrzygłodem, obok ruin dawnej cegielni zrobiłam sobie pierwszy postój (sobie postój, a jej kolejną sesję fotograficzną), bo z każdym rokiem popada w coraz większą ruinę i wkrótce może z niej już nic nie zostać.
Jeszcze 8 lat temu obiekt składał się z dwukondygnacyjnego budynku murowanego (bud. główny), zespołu pieców (z kominem przylegającym od zachodu) oraz 3 wiat (z podmurówkami) zamykających podwórze cegielni. Wszystko to co było najcenniejsze: elementy metalowe, stalowe itp zostało już rozkradzione – teraz ludzie jadą tam po to aby wziąć sobie trochę drewna czy nawet cegiełek. Szkoda, że nie da się jej już uratować
Zaraz obok tej cegielni znajduje się wyrobisko zalane wodą – malutkie, ale jakże urocze jeziorko.
W zeszłym roku często tamtędy przejeżdżałam i mogłam go podziwiać i fotografować przy różnej aurze pogodowej – za każdym razem wyglądało inaczej ( zdjęcie poniżej pochodzi właśnie z jednego z zeszłorocznych wyjazdów).
Wpis ten nazwałam “Ruiny Cegielni w Mrzygłodzie”, ale tego dnia odwiedziłam jeszcze kilka innych ciekawych miejsc- zregenerowana i z pierwszymi zdjęciami pognałam aż do Włodowic. I tu pochwalę się Wam, że pół roku wyciskania potu na aerobiku zaowocowało, bo pod Górę Włodowską wjechałam bez schodzenia z roweru i zatrzymywania się na picie- sukces . W zeszłym roku udawało mi się to dopiero pod koniec mojego sezonu rowerowego. Na rynku we Włodowicach zaopatrzyłam się w długopis, bo stwierdziłam, że tym razem będę spisywała moje wrażenia na bieżąco, na postojach. Następnie nakierowałam się na Rzędkowice i przejeżdżając obok Rzędkowickich Skał (zwanych w skrócie “Rzędkami”) pojechałam dalej do Podlesic. Ze względu na dużą liczbę skałek wapiennych w bezpośrednim sąsiedztwie wsi, a także z uwagi na rozbudowaną bazę noclegową, Podlesice są jedną z kilku wspinaczkowych stolic Polski. W samej wsi znajdują się siedziby kilku szkółek wspinania oraz siedziba Grupy Jurajskiej GOPR.
Tym razem nie miałam konkretnie sprecyzowanego celu mojej wyprawy- raczej chciałam rozejrzeć się w tym terenie i zobaczyć Skałki Podlesickie (które nie są mi tak dobrze znane jak znajdujące się po drugiej stronie drogi 792 Skałki Kroczyckie). Dojeżdżając do Podlesic wspomnianą drogą 792 Żarki-Kroczyce można dojrzeć skałę o nazwie -Turnia Motocyklistów (swoją drogą to ciekawe – dlaczego motocyklistów ??? Czyżby na nią wjeżdżali ??? 😉 )
Na zdjęciu poniżej Turnia Motocyklistów widziana z drogi 792- (podejść do niej bliżej postanowiłam jednak innym razem i wtedy także poszukać znajdującej się tam gdzieś w lesie skały-Apteki)
Kolejny postój zrobiłam sobie u podnóża Góry Zborów (zwiedzałam ją w zeszłym roku i w wpisie nr.24 dokładnie o niej opowiadałam, więc zainteresowane osoby odsyłam tam). Dzisiaj wstawię tylko jedno zdjęcie, które i tak nie oddaje jej piękna, a tego dnia z błękitnym niebem i chmurkami wyglądała fantastycznie.
Po przeczytaniu informacji o Górze Zborów (z moim rowerem i tak nie mogłabym tam pójść, bo na terenie Rezerwatu Góry Zborów obowiązuje zakaz rowerów, samochodów, motocykli, quadów i koni) i przejrzeniu mapy podejmuję decyzję, że czarnym szlakiem rowerowym (razem z nim biegnie też zielony dla pieszych) pojadę z powrotem do Rzędkowickich Skał- 4km lasem. Według mapy gdzieś w pobliżu miały być jakieś skałki, ale niestety ze szlaku nie było ich widać- trzeba było odbić w bok i nawet domyślam się gdzie- lato dopiero się zaczyna, więc spróbuje innym razem ich poszukać. Wkrótce na jakimś kiepsko oznakowanym rozdrożu czarny szlak rowerowy mi się zgubił, ale to nic, dalej poruszałam się zielonym dla pieszych (i nawet byłam pieszą, bo po tej piaszczystej drodze tak źle mi się jechało na rowerze, że wolałam rower prowadzić i iść 😉 . I gdy już droga zaczęła mi się dłużyć pojawiły się pierwsze Rzędkowickie Skałki:
A zaraz za nimi polana ze słynnym Okiennikiem Rzędkowickim. Tego dnia było tam raczej pusto, więc przespacerowałam się wśród tych skał tak jak lubię- w ciszy i spokoju
Zrobiłam mnóstwo nowych zdjęć, bo tam trudno powstrzymać się i ich nie robić.
O skałach tych mogłabym długo opowiadać- jednak nie chcę się powtarzać tu na blogu i dlatego wszystkie zainteresowane nimi osoby odsyłam do moich starszych wpisów nr.6- Rzędkowickie Skały i nr.16 Rzędkowickie Skały jesienią, gdzie znajdziecie wiele ciekawych informacji na ich temat (i oczywiście zdjęcia też tam są 😉 ) To bardzo malownicze miejsce- mogę powiedzieć, że mnie urzekło i lubię tam powracać
Wracając już do domu -zachwycona rzepakowymi polami, zatrzymałam się na jednym z nich, by zrobić kilka zdjęć:
Do domu dojechałam bez problemu – zmęczona, ale jakże zadowolona i naładowana megapozytywnie
Dzisiaj też mam w planach rowerek, ale nie wiem czy pogoda mi nie pokrzyżuje tych planów, bo deszcz dosłownie wisi w powietrzu
POZDRAWIAM SERDECZNIE Wszystkie zaglądające tu do mnie osoby, a zwłaszcza te, które komentują moje wpisy i kibicują mi w tym moim zwiedzaniu i relacjonowaniu
Wpis archiwalny – maj 2011