18. Strażnica w Łutowcu

WITAM SERDECZNIE I MIŁEJ LEKTURY ŻYCZĘ !!!!!!!!!!!!

Za oknem pochmurno, deszczowo- taka typowa jesienna, listopadowa szarówka, a mnie (chyba właśnie dla kontrastu) wzięło na takie piękne i ciepłe letnie wspomnienia. Opowiem Wam o jednej z moich wycieczek rowerowych. Jak już niektóre osoby wiedzą przez cały okres letni regularnie co tydzień ruszałam gdzieś w teren na moim rowerku. To był dla mnie wspaniały relaks !!! Niestety już w październiku musiałam z tego zrezygnować, gdyż po pierwsze dzień się bardzo skrócił, a po drugie zrobiło się już za zimno na takie wycieczki (ostatnią z nich odchorowałam)…… i przyznam szczerze, że coraz bardziej mi ich brakuje……. a do wiosny hmmm daleko.

Ta wycieczka miała miejsce dokładnie 5 sierpnia  (tuż po tym jak zobaczyłam na Rynku w Siewierzu przejazd kolaży Rajdu TourdePologne- etap 2  i ich kondycja wjechała mi na ambicję), a że byłam już w nie najgorszej formie, jeśli chodzi o moją jazdę na rowerze, a i dzień był słoneczny, piękny- zdecydowałam się pojechać gdzieś dalej. Zerkłam na mapę i stwierdziłam, że pojadę zobaczyć Strażnicę w Łutowcu. Ponieważ nigdy wcześniej tam nie byłam (chyba, że w dzieciństwie z moim tatą i teraz tego nie pamiętam), zajrzałam sobie przed wyjazdem do internetu, zorientować się, czego mam się tam spodziewać. Okazało się, że ta Strażnica to tylko niewielki fragment muru(dosłownie kilka kamieni) na jednej ze skał we wsi Łutowiec- nie zniechęciło mnie to jednak do zobaczenia jej na własne oczy i ruszyłam w drogę.

Całą drogę do Łutowca jechało mi się bardzo fajnie. I tu dla zorientowanych w terenie streszczam trasę: Poręba/Zawiercia- Mrzygłód- Kopaniny- Włodowice- Kotowice- Mirów- Łutowiec. Po drodze minęłam malownicze ruiny Zamku w Mirowie- dzisiaj pokażę Wam tylko jedno zdjęcie, a o zamku tym planuję przygotować oddzielny wpis i wtedy opiszę go Wam dokładnie.

A po minięciu tego zamku trasa była już dla mnie zupełnie nieznana, ale miałam mapę w plecaku, wiadomości wyczytane w internecie i koniec języka za przewodnika, więc bez obaw ruszyłam w kierunku Łutowca. Z szosy Mirów- Niegowa odbiłam w lewo tuż za murowaną kapliczką stojącą przy tej szosie i dalej już jechałam drogą szutrową. Wyjaśnię może jeszcze, że nazwa tej miejscowości niekiedy jest też pisana przez L, więc na mapach może występować jako Łutowiec, bądź Lutowiec (gmina Niegowa, powiat myszkowski, województwo śląskie).

Zanim jednak dotarłam do strażnicy, obeszłam inne znajdujące się we wsi skałki, które rzuciły mi się w oczy jak tylko wjechałam do tej wsi:

A dostać się do nich z drogi wcale nie było tak łatwo- musiałam przeprawić się z moim rowerem przez zarośniętą po kolana chaszczami łąkę. Ale było warto, tym bardziej, że po wspięciu się na nie, okazało się, że można z nich podziwiać bardzo rozległą panoramę Jury- właściwie to najpiękniejszą panoramę z tych, które możemy zobaczyć na obszarze całej Jury.

I właśnie na następnym zdjęciu ( zrobionym tam) widok na Zamki Mirów i Bobolice wraz z pionowym grzebieniem skalnym łączącym obie te warownie. W rzeczywistości wyglądało to fantastycznie, mimo sporej odległości- długo stałam zafascynowana, a zdjęcie no cóż nie jest najlepsze jakościowo, robione na wielokrotnym przybliżeniu. Dodam jeszcze tylko, że oprócz tych dwóch zamków z tego miejsca można również zobaczyć Górę Zborów i Rzędkowickie Skały- na prawdę świetny punkt widokowy:

Wszystko super, pięknie….. jedynie troszkę ciśnienia podniosła mi jaszczurka, która przepełzła pod moimi nogami, a ja tak się wystraszyłam, że nawet nie zrobiłam jej jednego zdjęcia. Ponownie przeprawiłam się przez “ulubioną” łąkę  i ruszyłam na poszukiwanie tej docelowej strażnicy. Czytając o niej w internecie, natknęłam się na informację, że jest ona tak mało znana, że nawet miejscowi nie znają jej i nie wiedzą, gdzie się znajduje. I stwierdziłam, że nie będę jej szukała sama, tylko zrobię taką małą ankietę tzn. popytam ludzi i tym samym sprawdzę, czy jest faktycznie tak, jak napisali w internecie. I niestety ( a właściwie, to bardzo dobrze), że moja ankieta spaliła na panewce, bo już pierwsza zaczepiona osoba udzieliła mi bardzo dokładnej informacji na temat położenia tej strażnicy. I znowu potwierdziło się powiedzenie, że nie wszystko co piszą w internecie jest prawdą- ja oczywiście staram się zamieszczać tu tylko sprawdzone informacje.

I faktycznie z tej dawnej, wybudowanej w XIV w strażnicy prawie nic nie zostało.Długo wpatrywałam się w tą skałę (tym bardziej, że mi słońce świeciło w oczy) i nie mogłam dopatrzeć się jakiegokolwiek fragmentu muru na niej:

Ponieważ, jak do tej pory nie przeprowadzono tam dokładnych badań archeologicznych i nie ma dokumentów na ten temat- nie wiemy za wiele o jej historii. Istnieją dwie hipotezy o jej pochodzeniu. Pierwsza z nich głosi, że była to strażnica obronna w systemie obronnym zachodniej granicy królestwa, stworzonym przez Kazimierza Wielkiego. Druga mówi, że był to zamek wybudowany w latach 1370- 1391 przez Księcia Władysława Opolczyka. I jeszcze jedno zdjęcie tej skały- Strażnicy:

Mnie osobiście bardziej zachwyciły inne skałki znajdujące się w pobliżu tej Strażnicy:

Jest to miejsce godne polecenia wspinaczom, nie poszukującym ekstremalnych trudności, ale raczej wyalienowania i relaksu. Można tam znaleźć parę domostw, jeden sklepo- bar, ale przede wszystkim ciszę i spokój- atrybuty, których coraz częściej brakuje w innych, bardziej popularnych miejscach do uprawiania wspinaczki skałkowej na Jurze i w Polsce.

I kolejne ujęcie zrobione w tym pięknym miejscu:

I jeszcze jedno zdjęcie- zrobione w kierunku Niegowej. W tle widoczna charakterystyczna wieża telewizyjna w Niegowej- obecnie wykorzystywana jako wieża przekaźnikowa telefonii komórkowej:

Trochę mi tam zeszło z robieniem zdjęć, bo zrobiłam tam mnóstwo ujęć i ani się nie obejrzałam, jak zrobiło się późno….. więc zjadłam szybciutko batonika, napiłam się wody i zamiast dłużej odpocząć, to wsiadłam znowu na rower i ruszyłam szybko w kierunku Żarek, a stamtąd już znajomą drogą do domu.

Po drodze podziwiałam jeszcze wspaniały spektakl na niebie, gdyż słońce tego dnia wyjątkowo pięknie zachodziło….. co chwilę przystawałam, by zrobić jakieś zdjęcie:

Do domu wróciłam już po ciemku- zmęczona, ale jakże szczęśliwa.

TO BYŁ NIEZAPOMNIANY DZIEŃ– jeden z moich atrakcyjniejszych i ambitniejszych tegorocznych wyjazdów rowerowych.Dostarczył mi super relaksu (chociaż muszę przyznać, że był to męczący relaks- nieźle się napedałowałam na tym rowerze), dostarczył pięknych wrażeń i sporo nowych zdjęć. I nasunęła mi się taka refleksja- że jest na Jurze dużo miejsc znanych, rozreklamowanych, tłumnie odwiedzanych przez turystów, ale są też miejsca takie mniej znane, lub nawet zupełnie nieznane, gdzie również jest pięknie….. a przy tym cicho i spokojnie…… i bardzo się cieszę, że mnie na rowerze udało się dotrzeć w jedno z takich miejsc.

POZDRAWIAM !!!!!!!!!!!!!!!!!

Wpis archiwalny – listopad 2010