37. Zamek Czocha

WITAM CIEPLUTKO !!!!!!!!!!!

Święta Bożego Narodzenia za pasem, więc to już najwyższa pora bym zakończyła te moje wspominki z wakacyjnego wyjazdu na Dolny Śląsk (do Szklarskiej Poręby). Wiem, że długo mi z tym zeszło, ale nie chciałam uogólniać – odwiedzane miejsca były tak atrakcyjne, że warto było poświęcić im więcej czasu i poświęciłam 😉 Zresztą teraz mam taki okres posuchy, jeśli chodzi o wycieczki – brak na nie czasu i choroby dzieci uziemiają mnie w domu, więc jeśli po Świętach nadal tak będzie to i tak dalej oddam się wspomnieniom i nadal będę opowiadała, o tych miejscach, które odwiedzałam latem na rowerze, bądź samochodem, a odwiedzałam dużo i często, więc tematów na pewno mi nie zabraknie :) Zanim jednak powrócę do tej tematyki jurajskiej, bo czytujące mnie osoby doskonale wiedzą, że to Jura Krakowsko-Częstochowska jest “moim terenem”, opowiem jeszcze o wspaniale prezentującym się Zamku Czocha i innych atrakcjach z nim związanych.

Zamek ten był taką “kropką nad i” naszego wakacyjnego wyjazdu – zwiedziliśmy go już ostatniego dnia (po wykwaterowaniu), w drodze do domu, robiąc dodatkowo prawie 100 km, by go zobaczyć, no ale warto było – zresztą zaraz będziecie mieli możliwość się o tym przekonać 😉 Ja byłam na niego “napalona”, bo już wcześniej wielokrotnie oglądałam jego zdjęcia na “moich” forach fotograficznych – zachwycona nim pragnęłam zobaczyć go na własne oczy. Tego dnia kolejne moje marzenie spełniło się i czyż nie warto marzyć 😉 . Zamek ten znajduje się w malowniczej i zacisznej okolicy w pobliżu miejscowości Leśna – trafienie do niego nie sprawiło nam żadnej trudności. O jego dziejach, historii można by długo opowiadać (mnóstwo informacji na ten temat krąży też po necie), ponieważ jednak nie każdego to interesuje ja przytoczę tu tylko najważniejsze informacje :)

Zamek Czocha wzniesiono z inicjatywy króla czeskiego Wacława II w XIII wieku jako twierdzę obronną. Położony jest malowniczo na granitowo-gnejsowym wzgórzu w dolinie rzeki Kwisy. W XVI wieku został przebudowany ze średniowiecznej warowni obronnej na okazałą rezydencję renesansową. Wielki pożar z 1793 roku zniszczył cześć budowli. Długo musiano czekać na powrót do dawnej świetności. Dopiero w 1909 roku zamek nabywa drezdeński przemysłowiec Ernest Gütschow, który powierza wykonanie przebudowy i modernizacji całego obiektu znanemu w ówczesnej Europie architektowi Bodo Ebhardtowi, dzięki któremu Czocha stała się jednym z najpiękniejszych zabytków Dolnego Śląska. Obecnie Zamek Czocha to rozległy kompleks, składający się z dwóch przedzamczy: górnego i dolnego, fosy z przerzuconym nad nią kamiennym mostem oraz zamku górnego, obejmującego zespół budynków z wewnętrznym dziedzińcem i stojącą w jego obrębie tzw. studnią niewiernych żon. Wejście główne prowadzi przez bramę z wczesnobarokowym portalem zdobionym kartuszami herbowymi oraz rzeźbą z wizerunkiem szermierza, a nad całością góruje masywna, okrągła wieża nakryta renesansowym hełmem z drewnianą kulminacją.

Zamek ten wielokrotnie był rozbudowywany i przebudowywany, zmieniali się też jego właściciele, o czym można by również długo opowiadać.

Wraz z upadkiem poprzedniego systemu zamek rozpoczął działalność komercyjną i obecnie funkcjonuje jako dość drogi hotel z główną atrakcją w postaci Komnaty Książęcej wyposażonej w znacznej części w meble i urządzenia sanitarne pochodzące z czasów ostatniego właściciela. Czasami organizuje się tutaj imprezy masowe: pokazy walk rycerskich lub koncerty muzyki dawnej, częściej jednak pomieszczenia i otoczenie zamku wynajmowane są pod różnego rodzaju imprezy zamknięte. My przyjechaliśmy tu tylko w celach turystycznych – chcieliśmy zwiedzić go i poznać z każdej strony (od razu zaopatrzyliśmy się w stosowne do tego bilety). I tak najpierw udaliśmy się do Muzeum Przedzamcza, które znajduje się zaraz po wejściu na teren zamkowy (po lewej stronie). W muzeum tym można podziwiać wiele ciekawych eksponatów i rekwizytów z licznie kręconych tu filmów.

Już przed 2. wojną światową kręcono tu film “Die Insel” (1934), zaś po wojnie m.in. znaną komedię “Gdzie jest generał?” (1963), “Dolinę Szczęścia” (1983) i “Legendę” (2005). Powstawały tutaj też seriale: “Plecak pełen przygód” (1993), “Wiedźmin” (2002), czy “Tajemnica twierdzy szyfrów”(2007).

Poniżej jeszcze jedno zdjęcie zrobione w tym muzeum :)

Po obejrzeniu wszystkich eksponatów poszliśmy zwiedzić zamkową salę tortur, a następnie popłynęliśmy stateczkiem w rejs :)

Te rejsy to bardzo fajna atrakcja –  polecam :) Są one możliwe tylko przy ładnej pogodzie, więc można powiedzieć, że nam szczęście dopisało, bo akurat pogoda była odpowiednia. Zamek Czocha wznosi się majestatycznie na wysokim skalnym cyplu, nad brzegiem Jeziora Leśniańskiego. Z trzech stron otoczony jest wodami jeziora, łąkami i wiekowymi drzewami okolicznych lasów – można to wszystko podziwiać płynąc stateczkiem po Jeziorze Leśniańskim. Płynęliśmy, podziwialiśmy i czerpaliśmy z tego przyjemność :)

Kolejne zdjęcie zostało zrobione właśnie podczas rejsu :)

Po powrocie na ląd obeszliśmy zamek wkoło, pokręciliśmy się po dziedzińcu, posililiśmy nieco i zakupiliśmy bilety wstępu do zwiedzania komnat zamkowych (te bilety kupuje się już w środku zamku). Jednak z tym zwiedzaniem musieliśmy poczekać (około 15 min.) aż zbierze się grupa chętnych i wybije odpowiednia godzina, gdyż nie ma możliwości zwiedzania ich indywidualnie, tylko zwiedzanie odbywa się w wyznaczonych godzinach, grupowo, z przewodnikiem. To oczywiście ma swoje plusy i minusy. Głównym plusem z pewnością jest fakt, że można się dowiedzieć sporo ciekawych rzeczy i wiadomo na co zwrócić uwagę, a minus to to, że idąc w grupie jest tłoczno i nie za fajnie robi się zdjęcia. Szczególnie odczuliśmy to przy wchodzeniu na wieżę, ale zbytnio się tym nie przejęliśmy, gdyż wieża ta była już ostatnim punktem zwiedzania. A jeszcze wracając do zwiedzania komnat mnie szczególnie spodobały się pięknie wykonane kominki i żyrandole, a także biblioteka (chyba ze względu na moją miłość do książek 😉 ). Natomiast dzieci były zachwycone tzw. tajnymi przejściami, których jest kilka, a mąż z uwielbieniem wpatrywał się w studnię niewiernych żon . Ze studnia tą związana jest ciekawa legenda – znajdziecie ją na stronie www.zamkipolskie.com, a także mnóstwo innych ciekawych informacji o tym zamku :)

Poniżej ja – “niewierna żona” u wrót wielkiego zamczyska – dowód, że tam byłam i w studni nie zginęłam 😉

Muszę przyznać, że zamek i jego architektura zachwyciły mnie, zresztą nie tylko mnie. Świadczą o tym tłumy turystów odwiedzających ten zamek rokrocznie. Zamek ten był i jest ciągle odwiedzany również przez znanych ludzi.

Podczas drugiej wojny światowej Zamek Czocha odwiedzał Werhner von Braun, jedna z największych postaci naukowych XX wieku i bohater narodowy nazistowskich Niemiec, a potem dwulicowej Ameryki, ojciec niemieckiej broni rakietowej, późniejszy twórca rakiet kosmicznych Saturn, które wynosiły na księżyc statki z grupy Apollo.

Natomiast wśród wielu prominentów, którzy w czasach komuny gościli na Zamku Czocha, były takie znakomitości jak: Bolesław Bierut, Władysław Gomułka, Józef Cyrankiewicz, Wojciech Jaruzelski, Marian Spychalski, czy Iwan Koniew.

Dodam jeszcze tylko, że z uwagi na atrakcyjne położenie Zamek Czocha stanowi dobrą bazę wypadową do jednodniowych wycieczek w Góry Izerskie, Karkonosze, do Czech i za granicę niemiecką. Jego miniaturę można  zobaczyć w Parku Miniatur Zabytków Dolnego Śląska w Kowarach ( ja o tym parku opowiadałam dokładnie we wpisie 12).

I to już ostatnie zdjęcie i ostatni wpis w tym roku:

Wszystkim odwiedzającym mnie tu osobom życzę by magiczna noc Wigilijnego Wieczoru przyniosła Wam spokój i radość, każda chwila Świąt Bożego Narodzenia żyła własnym pięknem, a Nowy Rok obdarował Was pomyślnością i szczęściem :)

Mam nadzieję, że i w Nowym Roku nie zapomnicie o mnie i nadal będziecie mnie tu odwiedzać, a ja ze swojej strony postaram się nadal tworzyć nowe wpisy, opowiadać o ciekawych miejscach i zachęcać do ich odwiedzania 😉

Do Siego Roku :) :) :)

Wpis archiwalny – grudzień 2011

36. Zdobywanie Szrenicy i zwiedzanie ruin Zamku Świecie

WITAM SERDECZNIE !!!!!!!!!!!!!!!!! :)

Jesień w pełni, a ja dalej wspominam letnie wojaże :) Dzisiaj zrelacjonuję Wam kolejny dzień naszego wakacyjnego wyjazdu spędzony na górskim szlaku, a także opowiem o ruinach Zamku Świecie, które również zwiedziliśmy z tym, że już po wykwaterowaniu wracając do domu okrężną drogą. Ale po kolei – otóż piątego dnia pobytu w Szklarskiej Porębie, po dwóch dniach spędzonych na wypadach do Republiki Czeskiej (dwa poprzednie wpisy), postanowiliśmy dać wytchnienie naszemu autku i bynajmniej sami nie leniuchując znowu wstać wcześnie i ruszyć w góry. Wspaniale górującą nad Szklarską Porębą Szrenicę już zaliczyliśmy – zaraz drugiego dnia (wpis 33 “W drodze na Śnieżne Kotły”), ale wtedy “lajtowo” wjechaliśmy na nią kolejką, a teraz ambitniej postanowiliśmy dotrzeć do niej na własnych nogach. I tak najpierw udaliśmy się w kierunku wyciągu na Szrenicę, a następnie ruszyliśmy czarnym szlakiem do tzw. Rozdroża pod Kamieńczykiem i stamtąd dalej czerwonym (cały czas idąc pod górę) do Wodospadu Kamieńczyka.

Wodospad Kamieńczyka to najwyższy (846m n.p.m) wodospad po polskiej stronie Karkonoszy. Składa się z 3 kaskad o łącznej wysokości 27 m. Z Progu spada do malowniczego Wąwozu Kamieńczyka, który ma ok. 100 m długości, skalne pionowe ściany osiągają od 20-30m wysokości, a szerokość w niektórych miejscach nie przekracza 4m. Pod środkową kaskadą wodospadu znajduje się niewielka, po części sztucznie wykuta przez Walończyków jaskinia “Złota Jama”.

Urok i baśniowy klimat wąwozu Kamieńczyka docenił Andrew Adamson reżyser brytyjskiej produkcji “Opowieści z Narnii: Książę Kaspian”. Nakręcono tu sceny do ekranizacji tej znanej i cenionej książki C. S. Lewisa. Mieszkańców Szklarskiej Poręby nie dziwi wybór producentów filmu. W wąwozie Kamieńczyka, z jego pionowo wznoszącymi się skalnymi ścianami, szumem spadającej z wysoka wody można poczuć się jakbyśmy zeszli do baśniowego królestwa.

Obok Wodospadu znajduje się Schronisko Kamieńczyk. To pierwsze prywatne schronisko górskie, wybudowane po II wojnie światowej przez Janinę i Jerzego Sieleckich w 1997 roku. Wspaniała baza wypadowa w górne partie Karkonoszy, na wycieczki piesze, rowerowe. W pobliżu niego jest dużo tras narciarstwa zjazdowego jak i biegowego. Oferuje 19 miejsc noclegowych w pokojach dwu i trzyosobowych. Do dyspozycji gości bufet oraz sala z kominkiem. Przy schronisku stoi obszerny szałas z ogniskiem i barem, gdzie można kupić i usmażyć kiełbaskę, wypić piwko, odpocząć, zrelaksować się po trudach wędrówki. My jeszcze wielkich trudów nie zdążyliśmy odczuć, ale i tak przysiedliśmy tam na chwilę, by się posilić 😉

Zregenerowani ruszyliśmy dalej (szlakiem czerwonym). Po ponad godzinie maszerowania tzw. “ceprostradą”, na rozległej górskiej łące pojawiło się kolejne schronisko – Schronisko na Hali Szrenickiej. Pierwszą budę pasterską postawił w tym miejscu H. Kranich w roku 1787. Mieszkał tam z rodziną i trzema pomocnikami. Obiekt nazywano “Buda Kranicha”, a później “Nową Śląską Budą”, w odróżnieniu od “Starej Śląskiej Budy” na Hali pod Łabskim Szczytem. Początkowo obsługa turystów była drugorzędnym zajęciem mieszkańców, dopiero gdy powstał nowy obiekt uległo to zmianie. Później był pożar i kolejna budowa i rozbudowy. Schronisko to z pewnością jest pięknie usytuowane – niestety swym wyglądem nie zachwyca, aż prosi się o porządny remont – w II rankingu schronisk górskich PTTK, ogłoszonym w sierpniu 2011 zostało uznane za najgorsze w Polsce. Zresztą sami zobaczcie i oceńcie:

No dobrze – opowiadam dalej. Z Hali Szrenickiej ruszyliśmy szlakiem czerwonym w kierunku Śnieżnych Kotłów, ale ponieważ Śnieżne Kotły zaliczyliśmy już 3 dni wcześniej nie było potrzeby iść na nie ponownie, więc postanowiliśmy obrać inną trasę. Najpierw minęliśmy Szrenicę, o niej i jej walorach opowiadałam we wpisie 33 , więc nie będę się powtarzała – nie mogę się jednak powstrzymać, by nie dodać chociaż jednego jej zdjęcia :

Później tak jak poprzednio minęliśmy Trzy Świnki, doszliśmy do Twarożnika, a następnie odbiliśmy (dosłownie 10 minut drogi w jedną stronę) do Schroniska Vosecka bouda. I tym sposobem nasze nogi znowu stanęły na czeskiej ziemi. Tam oczywiście znowu odpoczynek i powrót do Twarożnika, a następnie zejście do Schroniska pod Łabskim Szczytem (szlak zielony).

Muszę przyznać, że byliśmy bardzo zadowoleni z tego rozwiązania. O Schronisku pod Łabskim Szczytem również opowiadałam we wpisie 33, więc zainteresowane nim osoby odsyłam tam. Do Szklarskiej Poręby dla odmiany zeszliśmy tym razem szlakiem niebieskim (przypominam, że poprzednim razem wybraliśmy szlak żółty biegnący obok tzw. Kukułczych Skał.) Ta trasa pozwoliła nam spędzić ciekawie dzień i okazała się być takim uzupełnieniem poprzedniej – teraz Szrenica jest nam znajoma już z każdej strony 😉

I wszystko co miłe szybko się kończy – został nam już ostatni nocleg, pakowanie i powrót do domu, ale zanim do niego dotarliśmy, to jeszcze się oddaliliśmy, by zwiedzić dwa zamki: Ruiny Zamku Świecie i wspaniały Zamek Czocha (po prostu będąc tak blisko nich szkoda byłoby ich nie zobaczyć 😉 ). Dzisiaj mam wenę, więc opowiem jeszcze o Zamku Świecie, a o Czocha przygotuję już oddzielny wpis.

Zamek ten stoi tuż przy drodze łączącej Leśną ze Świeradowem, około 5 km na południe od Leśnej. Nie ma większego problemu z odnalezieniem go.Przez wieś często jeżdżą autobusy PKS łączące wspomniane miasta – przystanek znajduje się nieopodal ruin. Samochód można zaparkować pod samą bramą (zmieszczą się 3-4 auta) albo pod usytuowanym nieopodal sklepem. W przyszłości planowane jest utworzenie tam dużego parkingu.

Warownia otrzymała plan zbliżony do spłaszczonego owalu, usytuowanego wzdłuż osi północny-zachód – południowy-wschód i odpowiadającego formie szczytu wzgórza, na którym stoi. Kamienny, wzniesiony z gnejsowych bloków budynek mieszkalny zajmował pierwotnie niewielką powierzchnię, jego dłuższa oś liczy ok. 27 metrów, a średnia szerokość ok. 11 metrów. W skład zespołu obronnego wchodzą dziedzińce: mniejszy, górny przy domu mieszkalnym oraz tzw. dziedziniec dolny ulokowany wzdłuż wysokiego muru obwodowego. W czasach nowożytnych we wschodniej części założenia powstał nowy budynek mieszkalny, prawdopodobnie wykorzystujący fragmenty starszej kaplicy, która łączyła się z wieżą. Cały zespół obronny otoczony był przez wysoki mur z usytuowaną od zachodu bramą oraz przez wypełnioną wodą fosę.

Kamienna warownia w Świeciu powstała w pierwszych dziesięcioleciach XIV wieku z fundacji księcia Bernarda Świdnickiego. Wzmiankowany po raz pierwszy w 1325 roku jako Svete gmach należał do systemu obronnego okręgu Kwisy, zabezpieczając szlak handlowy łączący Śląsk z Łużycami. Późniejsze losy zamku są bardzo słabo rozpoznane. W drugiej połowie XIV stulecia znalazł się on w rękach czeskich i wraz z przesunięciem granic królestwa Czech na północ stracił swe strategiczne znaczenie. W latach 1385-1592 twierdza pełniła funkcję siedziby lennej rodziny von Uechtritz. Podczas jej panowania w Świeciu, w 1527 roku na zamku wybuchł pożar, który stał się bezpośrednią przyczyną późniejszej jego przebudowy na styl renesansu. Kolejny pożar w pierwszych latach XVIII wieku po raz drugi zmusił gospodarzy do podjęcia prac budowlanych – obok rekonstrukcji zniszczonych przez pożogę elementów dokonali oni wtedy rozbudowy istniejącego zespołu o umiejscowiony we wschodniej części założenia pałac, co radykalnie zmieniło charakter całej bryły zamkowej. Odnowiony obiekt niedługo jednak cieszył się zainteresowaniem swych właścicieli, bowiem już w 1760 roku zdecydowali oni, że gmach jest zbyt mało komfortowy i podjęli decyzję o jego opuszczeniu. Zaniedbana rezydencja odtąd chyliła się ku upadkowi, a jej stan znacznie pogorszył się po roku 1827, kiedy wzniecony w rezultacie uderzenia pioruna pożar strawił pustawe już wnętrza. Matka natura okazała się dla zamku w najwyższym stopniu złośliwa i w 1915 przysłała burzę, która dokonała dalszych spustoszeń. Ruiny warowni “ożyły” jeszcze na chwilę w okresie międzywojennym, kiedy we wschodniej jej części zorganizowano gospodę oraz zajazd. Po 1945 murów nie zabezpieczano i odtąd ulegają one stałej dekapitalizacji (informacje z internetu).

Do dzisiaj ocalała znakomita część gotyckich murów obwodowych, niemal pełnej wysokości wieża z XIV-wiecznym gmachem mieszkalnym (wyposażonym w podziały wewnętrzne oraz fragmenty sklepień), zdewastowany nowożytny dom mieszkalny, kaplica i resztki budynków gospodarczych.

Na zdjęciu fragment wieży :)

Ta urocza ruina już teraz jest licznie odwiedzana zarówno przez miejscową dzieciarnię, turystów, jak i zupełnie przypadkowych kierowców, którzy zauroczeni jej ciekawą formą nierzadko organizują sobie w tym miejscu krótki odpoczynek. A wkrótce może być jeszcze bardziej, gdyż nowi właściciele (od roku 1999 jest nim młode małżeństwo z Wlenia) starają się doprowadzić ją do stanu sprzed lat (przewidują na to 5-6 lat). Planują również w przyszłości uruchomienie w pomieszczeniu gospodarczym karczmy, a w części pałacowej – muzeum z materiałem ceramicznym odnalezionym podczas wykopalisk archeologicznych i zbiorami własnymi. Te informacje można wyczytać w internecie, ale wiem o tym również z pierwszej ręki tzn. od samej właścicielki, która oprowadziła nas po tym zamku ( i to za symboliczną złotówkę) :) .

I to już wszystko na dzisiaj. Zapraszam do czytania kolejnego wpisu, w którym, jak już wspomniałam pokażę kilka zdjęć i opowiem o Zamku Czocha :) :) :)

Wpis archiwalny – listopad 2011

33. W drodze na Śnieżne Kotły

WITAM SERDECZNIE  – jesiennie !!! :)

Osoby regularnie czytujące mojego bloga już doskonale wiedzą o czym będę dzisiaj opowiadała i nie będzie to relacja z żadnej jesiennej wycieczki, tylko ciąg dalszy moich letnich-wakacyjnych wspomnień. Zrelacjonuję Wam drugi dzień mojego pobytu w Szklarskiej Porębie, a tym samym opowiem o górskiej wędrówce. Na ten dzień długo czekałam, bo chociaż darzę góry wielką miłością (archiwalny wpis 14- Idę w Góry !!!!), to niestety ostatnio rzadko w nich bywam i tęsknię. Kto uległ fascynacji górami, wie o czym mowa- “Góry upajają. Człowiek uzależniony od nich jest nie do wyleczenia. Można pokonać alkoholizm, narkomanię, słabość do leków. Fascynacji górami nie można.”

Tego dnia po zjedzeniu wczesnego śniadania udaliśmy się (całą rodziną) w kierunku kolei linowej na Szrenicę, by na nią wjechać. Składa się ona z dwóch odcinków i wraz z nartostradami: Lolobrygida, Śnieżynka, FIS, Puchatek i wyciągami orczykowymi tworzy centrum SkiArena. Dzieci były zachwycone tą jazdą- nam dorosłym zresztą też bardzo się podobało, no i dzięki temu szybko znaleźliśmy się na wysokości ponad 1300 m.n.p.m. Przed nami rozpościerał się szczyt Szrenicy ze schroniskiem, ale zanim się tam udaliśmy zboczyliśmy lekko w bok, by zobaczyć wystające- bardzo ciekawe formacje skalne zwane Końskimi Łbami (swoim charakterystycznym kształtem przypominają końskie łby, stąd ta nazwa). Te fantazyjne kształty to efekt złożonego i długotrwałego procesu erozyjnego , podczas którego zostały usunięte elementy mniej odporne na działanie warunków atmosferycznych, a pozostały odporniejsze. Te skałki to doskonały punkt widokowy na Szklarską Porębę- po wypatrzeniu naszej ulicy i zrobieniu kilku zdjęć ruszyliśmy w kierunku Szrenicy, by zdobyć jej szczyt 😉

Szrenica (1362m.n.p.m) góruje nad Szklarską Porębą – znajduje się w zachodniej części Karkonoszy na terenie Karkonoskiego Parku Narodowego i  jest doskonałym punktem widokowym na Góry Izerskie, Czeskie Karkonosze i Kotlinę Jeleniogórską. Na jej szczycie w 1922 r. wybudowano schronisko turystyczne.

Po małym odpoczynku ruszyliśmy dalej w drogę- najpierw kawałek szlakiem czarnym (tzw. ceprostradą), a następnie czerwonym- Głównym Szlakiem Sudeckim w kierunku Śnieżnych Kotłów. Pogoda tego dnia była wprost wymarzona do takiej wędrówki- cieplutko, ale wiaterek lekko zawiewał dając ochłodę, a widoki- cudne :) Wkrótce doszliśmy do kolejnych ciekawych formacji skalnych- były to Trzy Świnki:

A po kolejnych 5 minutach pojawił się Twarożnik- zbudowany jest z kilku nałożonych na siebie bloków granitowych, które skojarzyły się komuś z grudkami białego sera i stąd pochodzi nazwa tych skał. Przy skale znajduje się turystyczne przejście graniczne do Czech.

Śnieżne Kotły zachęcały z daleka, ale zanim do nich doszliśmy zaliczyliśmy jeszcze po drodze pokryty skalnym rumowiskiem- Łabski Szczyt. Na jego południowo- zachodnich zboczach znajdują się źródła Łaby.

I stąd do Śnieżnych Kotłów było już niedaleko. Chłopcy co prawda zaczęli trochę marudzić, że nogi bolą, że gorąco, że nie mają już siły, ale wyjścia nie było- trzeba było iść dalej (młodszy syn wymusił noszenie na barana, a starszy powłócząc nogami powoli szedł do przodu)- ja w każdym bądź razie byłam zachwycona wędrówką, a jeszcze bardziej zachwyciłam się widząc budynek stacji przekaźnikowej :)

W 1837 hrabia Schaffgotsch postawił nad Śnieżnymi Kotłami pierwsze w Karkonoszach schronisko turystyczne (Schneegrubenbaude) z prawdziwego zdarzenia (na Śnieżce jako schronisko służyła dawna kaplica). Po przebudowach i rozbudowie funkcjonowało do lat 60. XX wieku, a na początku następnej dekady umieszczono tam radiowo-telewizyjną stację przekaźnikową (niedostępną dla turystów), która stoi do dzisiejszego dnia.

Śnieżne Kotły jest to bez wątpienia jedno z najpiękniejszych miejsc w Karkonoszach- w całości leżą na terenie Karkonoskiego Parku Narodowego. W 1933 uznano je za rezerwat przyrody. Po utworzeniu Karkonoskiego Parku Narodowego stały się rezerwatem ścisłym. Śnieżne Kotły są reliktami epoki lodowcowej w krajobrazie zachodniej części gór. Położone są między Wielkim Szyszakiem (1509 m n.p.m.) a Łabskim Szczytem (1471 m n.p.m.). W całości leżą w gminie Piechowice. Mały Śnieżny Kocioł o długości ok. 550 m, szerokości ok. 400 m i głębokości ok. 300 m, oddzielony jest od Wielkiego (długość ok. 800 m, szerokość ok. 600 m, głębokość ok. 300 m) skalistą Grzędą. Wysokość ścian Małego Śnieżnego Kotła wynosi ok. 80 m, a dno leży na wysokości 1175 m n.p.m., natomiast ścian Wielkiego Śnieżnego Kotła sięga ponad 100 m, a dno leży na wysokości 1244 m n.p.m. Ściany kotłów poprzecinane są głębokimi żlebami, a u ich wylotów powstały stożkowe usypiska piargów. Dna kotłów wysłane są blokami granitowymi.

Na dnie Wielkiego Śnieżnego Kotła i na przedpolu Małego Śnieżnego Kotła, pomiędzy morenami, znajdują się trzy, okresowo wysychające jeziorka polodowcowe o nazwie Śnieżne Stawki i kilka młak.

Warto również wspomnieć, że Śnieżne Kotły są doskonałym przykładem występowania alpejskiego krajobrazu w Karkonoszach. W ich obrębie występuje wiele chronionych i rzadkich gatunków roślin np. skalnica śnieżna (gatunek endemiczny, jest to jedyne stanowisko w Europie Środkowej).

To miejsce mnie urzekło- robiłam zdjęcia jak szalona 😉

Następnie udaliśmy się, by zaliczyć Wielki Szyszak (1509 m.n.p.m.)- drugi co do wysokości szczyt polskich Karkonoszy. Jego obła kopuła zwieńczona pomnikiem Cesarza Wilhelma I góruje nad zachodnią częścią Karkonoszy. Stanowi kulminację Śnieżnych Kotłów.Szczyt i zbocza pokrywa rumowisko granitowych bloków tzw. gołoborza. Niestety okazało się, że na sam szczyt nie wchodzi się :( wróciliśmy więc z powrotem do Śnieżnych Kotłów- jeszcze raz  podziwiając je i fotografując.

Zdjęcie poniżej to widok na Wielki Szyszak:

Ze Śnieżnych Kotłów zeszliśmy żółtym szlakiem do Schroniska pod Łabskim Szczytem- kolejne pięknie usytuowane schronisko w polskich Karkonoszach. Zanim jednak pokażę go i opowiem o nim zobaczcie jak schodziłam 😉

Już doszłam, więc mogę opowiadać dalej 😉

Schronisko pod Łabskim Szczytem położone jest w dolnej części Hali pod Łabskim Szczytem, na wys. 1168 m n.p.m. Teren porasta bogata roślinność, między innymi kosodrzewina, jarzębina, wrzos. Z rzadkich roślin alpejskich: ciemiężyca zielona. Dzięki obfitości roślin żyje tu wiele gatunków owadów. Schronisko to należy do najstarszych w Karkonoszach, powstało w czasie wojny 30-letniej (1618- 1648) jako jedna z pierwszych bud pasterskich (lub leśniczówki), dającym jednocześnie schronienie wędrowcom, a w czasie epidemii, która wówczas wybuchła, buda strzegła Czeskiej Ścieżki. Wraz ze wzrostem zainteresowania górami i rozwojem turystyki w Karkonoszach stare budy pasterskie zaczęły zmieniać swój wygląd, stając się schroniskami górskimi. W okolicy schroniska jeszcze na przełomie XVIII i XIX w. wypasano zwierzęta. W wigilię Bożego Narodzenia 1914 r. schronisko spłonęło, w jego miejsce powstał nowy obiekt, a w roku 1938 wybudowano drugi budynek przeznaczony wyłącznie na część noclegową. Budynki te po wielu remontach stoją do dnia dzisiejszego.

Przy schronisku znajduje się węzeł szlaków turystycznych- my dalej żółtym zeszliśmy do Szklarskiej Poręby, mijając już ostatnie tego dnia skałki- Kukułcze Skały. To grupa strzelistych, granitowych skał, składająca się z trzech baszt- środkowa nosi nazwę Wahadła, ponieważ da się wprawić w ruch.

Naszą trasę zakończyliśmy obok Muzeum Mineralogicznego w Szklarskiej Porębie. To był wspaniale i aktywnie spędzony dzień. Wszystkim osobom odwiedzającym Szklarską Porębę polecam ten piękny, malowniczy górski szlak :)

POZDRAWIAM CIEPLUTKO – wkrótce przygotuję nowy wpis, na który już teraz zapraszam :)

Wpis archiwalny – wrzesień 2011

32. W DINOPARKU w Szklarskiej Porębie

WITAM SERDECZNIE i już powakacyjnie  :)

Kończąc poprzedni wpis wspomniałam, że jeśli moje wakacyjne plany wypalą, to na jakiś czas zaprzestanę opowiadania o “mojej ukochanej Jurze” i wypaliły :) Opowiem wam więc teraz o tym co udało mi się zobaczyć w Szklarskiej Porębie i jej okolicy, a do tematyki jurajskiej i moich rowerowych wojaży (które ciągle kontynuuję) powrócę w jesienno- zimowe dni.

Już w zeszłym roku będąc w Karpaczu zachwyciłam się Dolnym Śląskiem  i w te wakacje też zapragnęłam pojechać w tamte strony, tylko tym razem nieco dalej- do Szklarskiej Poręby. Poprzednim razem byłam tam 15 lat temu, a od tej pory sporo się tam pozmieniało. Moim Panom też ten pomysł się spodobał i pojechaliśmy- pojechaliśmy całkiem w ciemno, ale ponieważ już w pierwszym losowo wybranym domu, w samym centrum miasta udało nam się zakwaterować (i to niedrogo 😉 ) śmiem wnioskować, że z noclegami nie ma tam wielkich problemów , nawet w sezonie, no chyba, że akurat mieliśmy takie wielkie szczęście 😉 Jeśli chodzi o pogodę to dopisywało nam na pewno podczas całego wyjazdu (skóra jeszcze do tej pory mi schodzi mimo, że wróciłam do domu już ponad 3 tygodnie temu). Jeszcze przed wyjazdem przygotowałam się dokładnie do niego czytając o różnych atrakcjach w Szklarskiej Porębie i jej okolicy, a jest ich tam tyle, że niemożliwym jest nudzić się i to zarówno podczas słonecznej, jak i deszczowej pogody. Przy sprzyjającej pogodzie koniecznie trzeba się wybrać w góry, a deszcz możne przeczekać w którymś z licznych tam muzeów np. Muzeum Mineralogiczne, Muzeum Ziemi Juna, Muzeum Energetyki, Muzeum Miejskie Dom Gerharta Hauptmanna, Dom Gerharta i Carla Hauptmannów, Wlastimilówka-Dom Wlastimila Hofmana, czy w jakiejś galerii np. Galerii Izerskiej, czy Galerii Fotografii Artystycznej, bądź wybrać się do Starej Chaty Walońskiej, albo zwiedzić sobie Hutę Szkła- naprawdę jest w czym wybierać :) My niestety nie zaliczyliśmy żadnego z tych muzeów, a to dlatego, że pogoda była cudna i woleliśmy spędzać czas na świeżym powietrzu- na górskim szlaku, bądź wycieczkach do pobliskich Czech.

I od czego by tu zacząć- sama nie wiem, więc może zrelacjonuję Wam wszystko po kolei- co robiliśmy i co zwiedzaliśmy. Nie ukrywam, że już pierwszego dnia po zakwaterowaniu korciło mnie, by ruszyć w góry i tęsknie zerkałam na górującą nad miastem Szrenicę, ale ponieważ po podróży dzieci nie były w pełni sił -dałam sobie na wstrzymanie, a zamiast tego ruszyliśmy na poszukiwanie nowego i mocno rozreklamowanego w Szklarskiej Porębie- DINOPARKU :) Powstał on w zeszłym-2010 roku i znajduje się w Szklarskiej Porębie Średniej (ul. Muzealna 7). Z centrum miasta można za 5 zł dojechać do niego specjalnym busikiem.

Ktoś powie, że takie parki wyrastają ostatnio jak grzyby po deszczu- faktycznie jest ich coraz więcej i znajdują się w różnych regionach Polski. Ktoś inny powie “kicz”- może i tak, ale ja (zresztą na pewno nie tylko ja) lubię takie miejsca, bo fajnie można się w nich zrelaksować i oderwać od problemów życia codziennego i o to chodzi, więc będąc w tamtym regionie Polski polecam Wam odwiedzenie go- dzieciom nie muszę, bo z pewnością same Was tam zaciągną 😉 ( bilet normalny-18 zł, ulgowy-14, są też bilety rodzinne i grupowe, a dzieci do 1m wzrostu mają wstęp gratis).

Dinopark ma powierzchnię 10 ha, a ścieżka edukacyjna z makietami ok. 70      dinozaurów – długość 1 km. Znajdują się tu rekonstrukcje dinozaurów naturalnej wielkości, które rozmieszczone zostały wśród skał i wzgórz na terenie olbrzymiego lasu. Każdy z tych prehistorycznych gadów wygląda jak żywy – jedne spokojnie obrywają liście z najwyższych gałęzi w lesie, niektóre szykują się do skoku po zdobycz, inne wyglądają tak, że osoby o słabych nerwach wolą im się nie przyglądać.

Do odważnych świat należy, więc nie lękając się spokojnie sobie przysiadłam przed groźną bestią 😉

Oprócz ścieżki edukacyjnej z makietami dinozaurów na odwiedzających ten park czekają jeszcze inne atrakcje jak np: kino 5D, dwupoziomowy plac zabaw, piaskownica “małych odkrywców”, kolejka Flinstonów, park linowy “Małpi Gaj”, dinoshop, restauracja oraz cafe, więc z pewnością nie można się tam nudzić :)

Moim zdaniem ten park to idealne połączenie edukacji, rekreacji i odpoczynku- jeszcze raz polecam Wam go :)

A teraz zmiana tematu-w Szklarskiej Porębie znajdują się 4 kościoły i właśnie wracając z DINOPARKU zatrzymaliśmy się pod jednym z nich – Kościołem parafialnym p.w. Bożego Ciała oo Franciszkanów- wybudowany w latach 1884-86 w stylu neoromańskim, ufundowany przez Schaffgotschów. Wewnątrz obrazy i sztandary namalowane przez Wlastimila Hofmana, a wśród nich obraz umieszczony w ołtarzu głównym – “Chrystus z Eucharystią” na tle Szrenicy.

Na zdjęciu poniżej oczywiście ten kościół:

Ponieważ do wieczora pozostało jeszcze trochę czasu, więc by go w pełni wykorzystać podjechaliśmy jeszcze do Wodospadu Szklarki, bo chyba nie ma osoby, która byłaby w Szklarskiej Porębie i nie zobaczyła go.Wodospad Szklarki jest niewątpliwie jednym z najbardziej urokliwych zakątków Karkonoszy( wodospad oraz jego otoczenie stanowią enklawę Karkonoskiego Parku Narodowego). Charakterystyczny kształt opadającej z wysokości ponad 13 metrów kaskady, opowiadający własną historię szum wody i niewielkie oddalenie od centrum Szklarskiej Poręby powodują, że jest to najchętniej chyba odwiedzane miejsce w tych górach. Gości on na większości widokówek z tego rejonu.

Zdjęcie poniżej , to taka moja widokówka z tym wodospadem w roli głównej:

Na lewym brzegu skalnego progu znajdują się okazałe marmity (przegłębienia w dnie strumienia lub rzeki powstałe w wyniku eworsji u podnóża wodospadu lub progu skalnego). Pierwsze wzmianki o Wodospadzie Szklarki pochodzą już ze średniowiecza. Przez wszystkie stulecia wodospad był uwieczniany w opisach, rycinach i obrazach, bowiem uważano to miejsce za szczególnie romantyczne i piękne. W 1868 roku przy wodospadzie wybudowano gospodę, która z czasem przekształcona została w dzisiejsze Schronisko „Kochanówka”. Niebywałą atrakcją dla XIX turystów było regulowanie przepływu wody dopływającej do wodospadu i spuszczanie jej po pobraniu opłat od gości.

Można do niego dojść  z centrum miasta szlakiem zielonym wzdłuż rzeki Kamienna lub szlakiem czarnym (szlak okrężny wokół Szklarskiej Poręby). Obok Wodospadu Szklarki biegnie też szlak niebieski z Piechowic do schroniska „Pod Łabskim Szczytem”.

Na kolejnym zdjęciu ja relaksuję się w tej cudownej scenerii – szkoda, że nie możecie usłyszeć tego szumu wody 😉

Jest jeszcze jeden równie znany wodospad w Szklarskiej Porębie- Wodospad Kamieńczyka, ale o nim to już opowiem Wam innym razem.

Ten pierwszy dzień w Szklarskiej Porębie zakończyliśmy spacerkiem po centrum miasta, poobserwowaliśmy też śmiałków w parku linowym (znajduje się on na terenie parku miejskiego w centrum miasta, bezpośrednio do niego przylega Rodzinny Park Rozrywki Esplanada tu największą atrakcją jest całoroczna rynna saneczkowa Alpine Coaster) i zrobiliśmy plany na kolejny dzień. Teraz zdradzę tylko, że plany wypaliły i był to cudownie spędzony dzień na górskim szlaku, a dokładnie opowiem o tym w kolejnym moim wpisie, na który już teraz gorąco zachęcam.

POZDRAWIAM i mam nadzieję, że żadna powakacyjna depresja Was nie dopadła 😉

Wpis archiwalny – sierpień 2011

15. Zamek w Bolkowie

WITAM SERDECZNIE !!!!!!!!!!!!

I jak to zazwyczaj w życiu bywa- wszystko co miłe szybko się kończy…..więc i ten nasz wakacyjny wyjazd już dobiega końca- ten wpis jest ostatnią (piątą) częścią mojej fotorelacji z niego. Nazwałam go “Zamek w Bolkowie”, ale oprócz tego tytułowego zamku, w tym ostatnim dniu zwiedziliśmy jeszcze kilka innych ciekawych miejsc.

I tak zaraz po wykwaterowaniu udaliśmy się jeszcze do Muzeum Zabawek i Muzeum Sportu i Turystyki w Karpaczu (ale o tym już opowiadałam dokładnie w wpisie 11 poświęconym Karpaczowi, więc nie będę się teraz powtarzać- zainteresowanych odsyłam tam). I po zwiedzeniu ich (Muzeum Sportu i Turystyki tylko z zewnątrz), opuszczamy już definitywnie Karpacz i ruszamy w kierunku domu.  Najpierw zatrzymaliśmy się po drodze w Karpnikach, gdzie znajdują się ruiny pałacu- prawdziwe ruiny….trawa po kolana i pełno śmieci. Zdecydowanie bardziej podobała mi się jego makieta w Parku Miniatur w Kowarach. Zwiedzamy go szybciutko i jedziemy dalej do Przełęczy Karpnickiej. Zostawiamy samochód na parkingu i idziemy do Schroniska “Szwajcarka”.

Schronisko to położone jest na wysokości 520 m n.p.m., na południowo-wschodnim stoku Krzyżnej Góry (654 m n.p.m.) na terenie Rudawskiego Parku Krajobrazowego. Mieści się w drewnianym zabytkowym budynku, wybudowanym w 1823 roku w stylu tyrolskim. Początek historii schroniska sięga roku 1823. Wtedy to właściciel zamku w niedalekich Karpnikach Wilhelm von Hohenzollern (1783-1851), brat króla Prus Fryderyka Wilhelma III, wydał polecenie zbudowania na Krzyżnej Górze domku myśliwskiego na wzór budynku z Wyżyny Berneńskiej w Szwajcarii. Na parterze znajdowały się pomieszczenia leśniczego, a na piętrze urządzony był gabinet księcia (sala z ogromnym kominkiem zachowała się w schronisku do dnia dzisiejszego). W niedługim czasie obiekt stał się miejscem bardzo popularnym. W kilka lat po wybudowaniu domku, na parterze urządzono gospodę. Funkcję schroniska “Szwajcarka” (Schweizerei) zaczęła pełnić dopiero w okresie międzywojennym. Po II wojnie światowej budynek był niezagospodarowany i niszczał. W 1950 roku obiekt przejęło PTTK i uruchomiło w nim schronisko turystyczne. Jest ono świetną bazą wypadową w Góry Sokole (informacje z Wikipedii).

W wpisie 12 wstawiałam już zdjęcie makiety tego schroniska z Parku Miniatur Zabytków Dolnego Śląska w Kowarach, więc dla porównania wyglądu można sobie tam zerknąć.

Pogoda wspaniała- słonecznie, cieplutko, więc decydujemy się na spacerek na Krzyżną Górę. Gdybyśmy mieli troszkę więcej czasu, to zaliczylibyśmy też pobliski Sokolik, ale my mamy jeszcze inne plany na ten dzień. Widok z Krzyżnej Góry fantastyczny- warto było tam wejść- na zdjęciu poniżej- ja zdobywczyni Krzyżnej Góry….. hihihi:

I ponownie powoli wracamy do “Szwajcarki”, a stamtąd na parking, gdzie czeka samochód. Z mapą w ręce jedziemy do Bolkowa, by zwiedzić tam zamek, przespacerować się po mieście i posilić przed powrotem do domu. Już kiedyś (a dokładnie 15 lat temu) byliśmy tam z mężem (wtedy jeszcze nie mężem) i bardzo nam się podobał zarówno zamek, jak i miasteczko. Chcemy więc cofnąć się wspomnieniami wstecz, przypomnieć sobie wygląda zamku, a dzieciom pokazać go.

Na zdjęciu poniżej- brama wejściowa do zamku- zachęcająca nieprawdaż ???

Zachęceni więc- wchodzimy …….. i już jesteśmy na terenie zamku:

I teraz dla niezorientowanych przytoczę z internetu troszkę informacji o zamku i jego historii: Zamek w Bolkowie położony jest na wysokiej górze (396 m n.p.m.), której zbocze urywa się od strony Nysy Szalonej ostrym urwiskiem. Zamek został założony prawdopodobnie przez księcia legnickiego Bolesława II Rogatkę zwanego Łysym, później rozbudowany przez jego syna Bolka I Surowego, księcia świdnicko-jaworskiego.W latach 1301-1368 za panowania książąt Bernarda świdnickiego i Bolka II Małego zamek został powiększony, dostał się w ręce wdowy po Bolku II, księżnej Agnieszki Habsburżanki, a po jej śmierci przeszedł na własność królów czeskich (1392 r.). Pierwsza poważna rozbudowa zamku miała miejsce w 1540 roku pod kierunkiem Jakuba Parra – znanego śląskiego architekta, rozbudowano fortyfikacje a warownia otrzymała renesansową szatę. Kolejna przebudowa to początek XVIII wieku kiedy zamek został zakupiony przez cystersów z Krzeszowa. Gdy zamek stał się własnością państwa pruskiego w XIX wieku, zaczęto go stopniowo rozbierać. Obecnie Zamek w Bolkowie jest jednym z najbardziej znanych zabytków śląskiej architektury średniowiecznej.

A teraz UWAGA !!!!!!!!!!!  STRZELAM Z ARMATY !!!!!!!!!!!!!! – żartowałam, przecież Wiecie, że nie jestem aż taka groźna 😉

Zamek zwiedzamy dokładnie. Wchodzimy też na jego wieżę-  wieżę dziobową (klinową). Jest ona jedynym przykładem tego typu budowli w Polsce, jej wysokość wynosi obecnie 25 m. W przyziemiu wieży znajduje się tzw. loch głodowy. A z wieży podziwiamy malownicze widoki okolicy:

I jeszcze raz widok z wieży- tylko tym razem w kierunku centrum miasta Bolków:

Zamek w Bolkowie słynny jest nie tylko za sprawą swej urody, ale także dzięki prestiżowym turniejom rycerskim, które odbywają się tu kilka razy w roku. Działa tu też prężnie Bractwo Rycerskie, a na przełomie lipca i sierpnia odbywa się festiwal muzyki gotyckiej pod nazwą “Castle Party”. Na terenie zamku czynne jest również Muzeum Regionalne zarządzane przez stowarzyszenie “Bractwo Rycerskie Zamku Bolków”. Zamek faktycznie piękny i atrakcyjny turystycznie- z pewnością warto go odwiedzić będąc w tamtym regionie Polski.

I już ostatnie ujęcie zamku- wiem……ten samochód psuje kadr, ale niestety nie udało mi się go wyeliminować- potraktujcie go z przymrużeniem oka lub spójrzcie na to zdjęcie jako na takie zderzenie przeszłości z teraźniejszością:

Po zwiedzeniu zamku udajemy się na spacer po mieście, zajadamy coś pożywniejszego przed drogą i zaopatrzeni w reklamówkę słodkich bułeczek wracamy do domu. Planowo to Bolków miał być naszym ostatnim postojem, ale przejeżdżając obok Strzegomia nie mogłam się powstrzymać, by chociaż na chwilkę tam nie zajrzeć.

Miasto Strzegom położone jest w południowej części województwa dolnośląskiego w powiecie świdnickim nad Strzegomką. Miasto leży na terenie Przedgórza Sudeckiego. Strzegom otaczają Wzgórza Strzegomskie. Nieopodal miasta znajduje się najwyższe wzniesienie tychże wzgórz – góra Krzyżowa o wysokości 354 m n.p.m. Strzegom jest ważnym ośrodkiem przemysłu kamieniarskiego. W mieście istnieje kilkadziesiąt firm zajmujących się wyrobami z granitu i bazaltu. Wiele obiektów w Europie jest wyłożonych strzegomskim granitem. W mieście również obecny jest przemysł maszynowy, spożywczy, papierniczy, odzieżowy.W Strzegomiu znajduje się kilka ciekawych zabytków- jak Bazylika pw. śś. Apostołów Piotra i Pawła ( to właśnie jej wieża zachęciła mnie do zatrzymania się tam i to ją jako pierwszą zwiedziliśmy), Kościół i klasztor pokarmelitański, Kościół św. Barbary, Kaplica św. Antoniego, Kaplica św. Jadwigi, wieża targowa, czy mury obronne. To bardzo zadbane miasto…… z wielką przyjemnością się po nim przespacerowałam (na zdjęciu pięknie pomalowany Ratusz w Strzegomiu):

I to już koniec naszego zwiedzania Dolnego Śląska- autostradą szybciutko pokonujemy dziesiątki km i wracamy na Górny Śląsk.

PODSUMOWUJĄC:  To był bardzo udany i atrakcyjny wakacyjny wyjazd !!!!!!!!!!!!!!!!!! Powróciliśmy wspomnieniami do już nam znanych miejsc, poznaliśmy nowe, sporo zwiedziliśmy, zaliczyliśmy również malowniczy górski szlak……. a ja zapalona fotografka-amatorka przywiozłam do domu ponad 700 nowych ujęć.

Dzisiaj to już wszystko- zapraszam na nowy wpis…… a o czym on będzie to na razie sama jeszcze nie wiem. Może uda mi się wyskoczyć gdzieś na Jurę w poszukiwaniu Pięknej Polskiej Złotej Jesieni, a jeśli nie, to opiszę wam któryś z moich letnich rowerowych, bądź samochodowych wypadów, a mam ich w zanadrzu kilka.

POZDRAWIAM WSZYSTKICH !!!!!!!!!!!!!

Wpis archiwalny – październik 2010

14. Idę w góry !!!!!!!!!!!!!!!!!

“Idę w góry, tam gdzie moja dusza, gdzie głos serca nic nie zagłusza, gdzie mam wszystko, nic mi nie potrzeba, gdzie mogę poczuć kawałeczek nieba…..”- dzisiaj ZAPRASZAM WAS NA GÓRSKI SZLAK !!!!!! Opowiem Wam o naszym zdobywaniu Śnieżki, pokażę kilka zdjęć i przy okazji postaram się wyjaśnić- czym są dla mnie góry.

GÓRY ???………hmmm…….dla każdego znaczą one co innego. Pięknie o górach powiedział ich wielki miłośnik Jan Paweł II: “Góry są wyzwaniem, prowokują istotę ludzką do przezwyciężania samych siebie. Są zachętą, by wznosić się coraz wyżej. Ku Stwórcy”. Z kolei ks. Roman Twardowski mówi: “Góry mają swoją filozofię, w górach”wysoki” nie zawsze znaczy”trudny” (…) Góry są tajemnicą. Stanowią wielkie misterium. Z jednej strony pasjonują i pociągają, z drugiej- wywołują lęk i budzą trwogę.” Ja zgadzając się w 100% z księdzem Tischnerem powiem, że “w górach jest wszystko to ,co kocham…”. To tam zostawiłam moje serce i to tam zawsze ładuję moje akumulatory- wracam z nich odmłodzona i pełna życia. Zachwycają mnie swoim pięknem, skłaniają do refleksji, sprawiają, że czuję się w pełni szczęśliwa. Kiedyś zdecydowanie częściej jeździłam w góry, wędrowałam różnymi szlakami, zdobywałam szczyty (i tu pochwalę się Wam, że moim największym osiągnięciem są Rysy od strony słowackiej, Krywań i Świnica).Teraz niestety mam taki okres posuchy, gdyż nie ma mi kto zostać z młodszym synem i o takich wędrówkach mogę sobie jedynie pomarzyć, a za górami strasznie tęsknię !!! Osoby, które kochają góry, a nie mogą z jakichś powodów tam jechać- wiedzą doskonale co to oznacza. I dlatego właśnie ten jeden dzień na karkonoskim szlaku miał dla mnie tak wielkie znaczenie i dał mi tyle radości.

Już pierwszego dnia naszego pobytu w Karpaczu, ustaliliśmy wspólnie z mężem, że jeden dzień przeznaczymy na zdobywanie Śnieżki i wędrówkę po górach. Niestety pogoda temu nie sprzyjała. Codziennie z niepokojem słuchaliśmy prognozy pogody i zerkaliśmy za okno……i ciągle pogoda była kiepska, aż w końcu 4 dnia pobytu- mimo, że pogoda nadal nie była rewelacyjna (ale nie padało) stwierdziliśmy, że “dzisiaj ruszamy w góry !!!!!!”

Docieramy więc do dolnej stacji kolejki linowej na Kopę (1375 m n.p.m.) i wjeżdżamy na nią. Kolej tą wybudowano w 1959r, aby ułatwić turystom zdobywanie najwyższego szczytu Karkonoszy.Długość kolei to 2229 m, różnica wzniesień 530 m, zdolność przewozowa 600 osób/godzinę. Mój młodszy syn po raz pierwszy w życiu jechał taką kolejką i miałam nieco obaw, jak on to zniesie, ale na szczęście mąż tak go zabajerował, że grzecznie dojechał na górę. Po opuszczeniu kolejki udajemy się szlakiem w kierunku Śnieżki, podziwiając po drodze piękne widoki:

U podnóża Śnieżki znajduje się schronisko- “Dom Śląski”…..i w nim to właśnie robimy sobie pierwszy postój na gorącą herbatkę z cytryną (nigdzie mi tak nie smakuje herbata z cytryną jak właśnie w  schroniskach).

Schronisko to jest jednym z najpiękniej położonych schronisk w Karkonoszach.Znajduje się na Równi Pod Śnieżką (u podnóża Śnieżki), na wysokości ok. 1400m n.p.m., na rozdrożu szlaków turystycznych, tuż przy górskim przejściu granicznym z Czechami. Dzięki swojemu położeniu jest często odwiedzane przez turystów idących na Śnieżkę. Obok schroniska uruchomiono niedawno narciarskie trasy biegowe.

Następnie omatuleni w płaszcze przeciwdeszczowe, bo coś zaczęło kropić, ruszamy szlakiem czarnym na Śnieżkę (młodszy syn uczepiony męża zdobywa ją na jego ramionach):

Pogoda nas nie rozpieszcza. Dosyć, że pada deszcz, to jeszcze na dodatek wieje bardzo silny wiatr, a widoczność jest strasznie ograniczona. I tu na zdjęciu poniżej widać to doskonale- po dotarciu do Obserwatorium Meteorologicznego na Śnieżce prawie go nie widać- zupełnie w takich samych warunkach pogodowych zdobywaliśmy z mężem (wtedy jeszcze nie mężem) Śnieżkę 15 lat temu.

Śnieżka leży na wysokości 1602m n.p.m. i jest ona najwyższym szczytem Sudetów. Jej wyniosły wierzchołek zbudowany jest z hornfelsu. Północna, polska strona, opada ostro w dół, natomiast czeska strona jest bardziej pofałdowana. Rejon Śnieżki i Wysokiego Grzbietu Karkonoszy stanowią obszar czeskiego i polskiego Karkonoskiego Narodowego Parku. Masyw Śnieżki przeszedł wiele zmian na przestrzeni ostatnich stuleci. Kiedyś Śnieżka miała romantyczny charakter, a dzisiaj na jej szczycie znajduje się obserwatorium meteorologiczne, które prezentuje formę abstrakcyjnego modernizmu.

I po godzinie spędzonej na szczycie w obserwatorium, przejaśniło się (o dziwo), chociaż ten silny wiatr nadal nie ustępował…..zdecydowaliśmy się więc opuścić cieplutkie pomieszczenie i powoli schodzić w dół. Tym razem widoki były zachwycające:

Nieco przewiani znowu odpoczywamy w schronisku- “Dom Śląski”. Już rano stwierdziliśmy z mężem, że tym razem nie będziemy pędzili po górach jak szaleni, tylko będzie to powolna wędrówka, tak by dzieci nie przemęczyły się i nie zniechęciły do gór. Po pół godzinie opuszczamy to schronisko i udajemy się szlakiem niebieskim do kolejnego- “Strzechy Akademickiej”. A za nami w tle nadal majestatycznie góruje Śnieżka:

Idąc powoli po mniej więcej godzinie docieramy do “Strzechy Akademickiej”. Schronisko to leży na wysokości 1256m n.p.m. i jest jednym z najstarszych w Karkonoszach. Pierwotnie obiekt ten służył jako buda pasterska, od XIX w. został przekształcony w schronisko dla turystów. Przebywało w nim wielu sławnych ludzi m. in. W. von Goethe w 1790 r. Do okresu przedwojennego, obiekt nosił nazwy swych właścicieli: Daniel, Tanel, i Hampel. Dzisiejszą nazwę zawdzięcza licznie przebywającym w nim studentom. Obecny obiekt pochodzi z XX w.

Po króciutkim odpoczynku i kolejnej herbacie z cytryną opuszczamy progi tego schroniska i kierujemy się do następnego- “Samotni” . Schronisko “Samotnia” leży nad Stawem Małym i jest to jedno z najbardziej malowniczych miejsc w Karkonoszach- tłumnie odwiedzane przez turystów. Pierwotnie budynek był chatą służącą straznikom Małego stawu, w którym hodowano ryby dla Schaffotschów. Schronisko leży na wysokości 1183m i zostało zbudowane w 1923 r. Celem orientacji i bezpieczeństwa wędrowców strażnik trzy razy dziennie dzwonieniem wskazywał drogę. W latach 1966- 1994 gospodarzem “Samotni” był Waldemar Siemaszko, popularny ratownik i propagator turystyki w Karkonoszach. Po tragicznej śmierci w górach schronisko nosi jego imię.

Pogoda – jak to często w górach bywa była zmienna…..trochę padało, trochę wiało, a słonko to chowało się za chmury, to znowu pięknie nam świeciło. Idąc cały czas podziwialiśmy piękne widoki:

Schodząc już do Karpacza (nadal szlakiem niebieskim) mijamy Domek Myśliwski- Ośr. Dyd. KPN. Ostatni odpoczynek robimy sobie na tzw. Polanie, gdzie podziwiamy w oddali Słonecznik i Pielgrzymy (bardzo ciekawe granitowe formacje skalne). Robiąc tą trasę  bez dzieci z pewnością odskoczylibyśmy jeszcze w bok, by je dokładnie zobaczyć….my jednak schodzimy w dół (teraz już szlakiem zielonym – tzw. Droga B. Czecha). Do Karpacza schodzimy w pobliżu Wodospadu Dzikiego ( jego zdjęcie i krótki opis znajdziecie w wpisie 11).

To był wspaniale spędzony dzień !!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!   I tu wielkie wyrazy uznania składam mojemu mężowi, który dzielnie ( przez prawie cały dzień) nosił młodszego syna na barana. A starszy, jak na prawdziwego turystę przystało, sam dzielnie maszerował. I bardzo mu się podobało na tym szlaku, chociaż przeżył swoją chwilę grozy, gdy silny podmuch wiatru przewrócił go na Śnieżce. Mam jednak nadzieję, że pokocha góry tak jak ja i w przyszłości jeszcze nie raz będziemy razem wędrowali. Cieszę się ogromnie, że udało nam się zdobyć Śnieżkę, pokonać całą zaplanowaną trasę, pooddychać świeżym, górskim powietrzem i chociaż trochę poczuć smak górskich wędrówek.

Dzisiaj już żegnam się z Wami i ku przestrodze zostawiam jeszcze na koniec słowa Pana Ryszarda Jaśko: “Najważniejszy chyba jest rozsądek. Zwalczanie fałszywego, niczym nieuzasadnionego [przekonania, że istnieją w górach bezpieczne drogi, że istnieją w ogóle całkowicie bezpieczne góry (…)Góry dają radość. Ale pod jednym warunkiem, że się je szanuje, że się ich nie lekceważy, że pamięta się o żywiole, w obcowaniu z którym obowiązują ściśle określone prawa. Łamanie tych praw, skracanie dróg, brak rozwagi, kosztuje bardzo drogo. Ceną jest często ludzkie życie.”

Wpis ten dedykuję Wszystkim “Miłośnikom Górskich Wędrówek”, a w szczególności dwóm osobom – Ewelince, która kocha góry tak jak ja i tęskni za nimi tak jak ja i Iwonce – której karkonoskie szlaki nie są obce.

 ~~ ~~POZDRAWIAM WSZYSTKICH ~~ ~~

i zapraszam do czytania kolejnego wpisu !!!

Wpis archiwalny – wrzesień 2010

13. Zamek Chojnik

WITAM I ZAPRASZAM do dalszego wędrowania ze mną po Dolnym Śląsku !!!

Jak już wielokrotnie pisałam uwielbiam zwiedzać zamki (i to zarówno te zachowane w doskonałym stanie, jak i ruiny) i w związku z tym w jakimkolwiek regionie Polski bym się nie znalazła, to ciągnie mnie do ich zwiedzania. Tak było i podczas tego kilkudniowego wyjazdu. Jeszcze w domu planując go, planowałam również odwiedzenie dwóch zamków- Chojnik i Bolków ( w których byłam już kiedyś -15 lat temu…..i bardzo mi się wtedy tam podobało ). A po wizycie w Parku Miniatur w Kowarach (poprzedni wpis), gdzie podziwialiśmy miniaturę Zamku Chojnik, zdecydowaliśmy wszyscy (tzn. ja z mężem i starszym synem, bo młodszy póki co nie ma jeszcze prawa głosu w takich sprawach), że zaraz następnego dnia z samego rana ruszamy na podbój tej twierdzy.

Zamek Chojnik jest jednym z piękniejszych zamków Karkonoszy ze względu na swoje położenie oraz stan techniczny. Jest on usytuowany niedaleko Jeleniej Góry- Sobieszowa, na szczycie granitowego wzgórza o wysokości 627 m n. p.m. na Pogórzu Karkonoskim.Dostać się do niego można (z Sobieszowa) trzema szlakami, z których najłatwiejsza jest trasa oznaczona kolorem czerwonym, lecz godny polecenia jest również szlak czarny przez Zbójeckie Skały lub zielony prowadzący przez Piekielną Dolinę. My wchodziliśmy szlakiem czarnym przez Zbójeckie skały(malowniczy, ale wcale nie taki łatwy do pokonania), a schodziliśmy dla odmiany czerwonym.

Na kolejnym zdjęciu to samo ujęcie co poprzednio, tylko poddałam się nieco mojej wenie twórczej, hihihi……. i powstał mi taki oto obrazek :

Od 1991 roku na zamku Chojnik odbywają się turnieje rycerskie- o Złoty Bełt Zamku Chojnik. Jest to obecnie drugi najstarszy cyklicznie rozgrywany turniej w Polsce. Zamek jest również siedzibą bractwa rycerskiego. My akurat mieliśmy takie szczęście, że po dotarciu do niego (a zajęło nam to około godziny, cały czas idąc w górę) okazało się, że za 15 minut rozpocznie się pokaz walk rycerskich. Darowaliśmy więc sobie na razie zwiedzanie zamku i wygodnie ulokowaliśmy się na ławce na dziedzińcu, by móc podziwiać to przedstawienie. Występowało zaprzyjaźnione bractwo z Czech, a także ochotnicy z widowni mogli się wykazać przy odpalaniu broni. Było więc na co popatrzeć.

Po zakończeniu przedstawienia i posiłku regeneracyjnym ruszyliśmy zwiedzić zamek. O jego historii na przestrzeni wieków można by opowiadać długo- ograniczę się tylko do kilku ważnych informacji:

Dzieje zamku sięgają XII w, gdy istniał tu dwór myśliwski. W XIV w Bolko II Świdnicki wzniósł warownię strzegącą granic jego księstwa. W późniejszych latach zamek przeszedł w ręce rycerskiego rodu Schaffgotsch. Przez długie lata był siedzibą rodową tego rodu. W czasie burzy, w roku 1675 doszło do uderzenia pioruna i pożaru obiektu. Od tego czasu budowla pozostaje w częściowej ruinie.

Z dolnego zamku dostaliśmy się na górny, w którym mieściła się zbrojownia, kaplica oraz pomieszczenia pałacowe (pozaglądaliśmy tam w każdy kąt) a następnie udaliśmy się na jego wieżę, by z niej móc podziwiać malownicze widoki okolicy:

O zamku krąży wiele legend – najpopularniejsza jest o pięknej księżniczce Kunegundzie, z bogatego rycerskiego rodu, która mieszkała na tymże zamku. Była to bardzo kapryśna i rozpuszczona panna. Jej kaprysem było, żeby kandydat na męża, objechał konno w pełnej zbroi zamkowe mury. Długo nikomu się to nie udawało, a kolejni śmiałkowie ginęli spadając w przepaść. Pewnego razu przybył na zamek rycerz z Krakowa, który dokonał tego karkołomnego wyczynu, kiedy jednak oczarowana księżniczka ofiarowała mu swoją rękę – odrzucił jej starania i odjechał. Powiedział, że nie chce tak okrutnej panny, przez którą zginęło tylu odważnych ludzi, chciał udowodnić tylko, co potrafi polskie rycerstwo. Poniżona i niechciana panna rzuciła się w przepaść z murów, z których spadali śmiałkowie wysyłani przez nią na śmierć. Do dziś podobno można zobaczyć ducha jednego z rycerzy, który konno objeżdża zamkowe mury w księżycowe noce.

Ponieważ zamek ten jest wysoko usytuowany, widok z wieży jest faktycznie zachwycający- na zdjęciu w oddali  Podgórzyńskie Stawy i stawy hodowlane:

I jeszcze jedno, już ostatnie spojrzenie w dół i schodzimy z wieży, a następnie opuszczamy zamek. Na dół jak już wspominałam wcześniej schodzimy dla odmiany szlakiem czerwonym- dużo łagodniejszym niż ten czarny, którym wchodziliśmy (no nie wszyscy schodzimy, bo młodszy syn jest całą drogę niesiony na barana przez męża).

Ponieważ zamek ten znajduje się niedaleko Jeleniej Góry- symbolicznej stolicy Kotliny Jeleniogórskiej i Karkonoszy, więc będąc tak blisko tego miasta grzechem byłoby nie zobaczyć go (ja nigdy wcześniej nie zwiedzałam go). A jeszcze dodatkowo ciągnęła mnie do niego chęć zobaczenia Starówki z pięknymi, kolorowymi kamieniczkami, której makietę widziałam poprzedniego dnia w Parku w Kowarach. Drugim obiektem jelenigórskim w tym parku jest Kościół Podwyższenia Krzyża Świętego- wzniesiono go na mocy układu z 1707 r., kiedy to cesarz austriacki wyraził zgodę na budowę 6 tzw. Kościołów Łaski, przeznaczonych dla dyskryminowanych na Śląsku protestantów.

Jedziemy więc do centrum miasta, parkujemy samochód w pobliżu Starówki i idziemy sobie po niej pospacerować. To był bardzo fajny spacerek- tym bardziej, że słoneczko wyszło i zrobiło się bardzo ciepło. Zwiedziliśmy tam wspomniany Kościół Podwyższenia Krzyża Świętego,  zobaczyliśmy Kościół Św. Anny, Bramę Wojanowską i piękne kamieniczki ciągnące się aż do Rynku. I mnie właśnie szczególnie zachwycił ten prostokątny Rynek z Ratuszem.

Niestety czas nam nie pozwolił na zwiedzenie całego miasta (a szkoda !!!) , ograniczyliśmy się tylko do Starówki. Ale mam nadzieję, że uda mi się jeszcze kiedyś powrócić tam i zobaczyć to wszystko, czego tym razem nie zobaczyłam. Posileni porządnym obiadem wracamy do Karpacza (osobom, które nie czytały poprzednich wpisów przypominam, że tam mieszkaliśmy). Ale zanim tam dotarliśmy to zatrzymaliśmy się po drodze w jeszcze kilku miejscach. Pierwszym z nich były Mysłakowice- znajduje się tam Pałac Królów Pruskich (obecnie mieści się w nim szkoła), Kościół Królów Pruskich oraz Domy Tyrolskie- wszystkie te obiekty można też podziwiać w miniaturze w Kowarach. Następnie chcieliśmy zobaczyć ruiny zamku ks. Henryka, niedaleko Grodna, ale niestety z braku dobrego dojazdu i możliwości bezpiecznego pozostawienia samochodu, gdzieś w pobliżu- zrezygnowaliśmy. A zamiast tego pojechaliśmy do Miłkowa, gdzie znajduje się pałac- obecnie w jego wnętrzach urządzony jest hotel oraz restauracja ( w ogóle na Dolnym Śląsku jest mnóstwo pałaców, w większości z nich są teraz hotele, restauracje, czy tak jak w tym w Mysłakowicach szkoły, a część z nich niestety popada w ruinę).

Ja jeszcze chciałam zatrzymać się przy Zbiorniku Sosnówka, ale okazało się, że jest on dookoła ogrodzony i nie ma takiej możliwości bym tam spacerować, więc musiałam go sobie odpuścić.

I tak nam upłynął kolejny dzień wyjazdu- o następnym tym razem na górskim szlaku opowiem Wam w kolejnym wpisie.

Ten wpis pozwolę sobie zadedykować pewnej bardzo sympatycznej mieszkance Jeleniej Góry- Sylwiu, oczywiście domyślasz się, że to Ciebie mam na myśli :)

POZDRAWIAM WSZYSTKICH CZYTAJĄCYCH MOJE WPISY I ZWIEDZAJĄCYCH WIRTUALNIE ZE MNĄ !!!

Wpis archiwalny – wrzesień 2010

12. Park Miniatur Zabytków Dolnego Śląska w KOWARACH

WITAM GORĄCO !!!

Ten wpis jest kontynuacją poprzedniego, a więc drugą częścią mojej fotorelacji z naszego wakacyjnego ( rodzinnego ) wyjazdu na Dolny Śląsk. W poprzednim opisywałam i pokazywałam Wam wszystkie ciekawe miejsca w Karpaczu (w którym mieszkaliśmy). A dzisiaj przejdę do przedstawienia różnych atrakcyjnych miejsc w jego okolicy (które udało mi się zobaczyć).

I jak już napomknęłam w poprzednim wpisie- drugiego dnia pobytu wybraliśmy się do Kowar- do Parku Miniatur Zabytków Dolnego Śląska. I teraz najchętniej opisałabym Wam i pokazała na zdjęciach każdą ze znajdujących się tam miniatur, ale w ten sposób powstałaby książka, więc ograniczę się tylko do pokazania kilku wybranych i opowiedzenia  tak ogólnie o tym parku. Jego twórcą jest Marian Piasecki- z zawodu elektronik-informatyk, specjalista od zabezpieczeń systemów reaktorów atomowych……a z zamiłowania miłośnik architektury i sztuki. Wiele lat podróżował po świecie, oglądając cuda natury….. aż pewnego dnia postanowił powrócić do krainy swojego dzieciństwa i zrealizować ( wraz z żoną) pomysł swojego życia. Wydzierżawił halę w Fabryce Dywanów w Kowarach i wraz ze specjalistami zabrał się do pracy. I jak sam przyznaje, miejscowa społeczność z humorem przyglądała się temu przedsięwzięciu, aż do pierwszych widocznych efektów. A efekty te robią wrażenie !!!!!!!! Mnie mówiąc językiem podwórkowym-”opadła kopara” jak zobaczyłam te wszystkie miniaturki. Uroczyste otwarcie parku odbyło się14.08.2003 r. podczas otwarcia Festiwalu Filmów Komediowych w Lubomierzu. Dzisiaj po 8 latach Park odwiedza rocznie ponad 200 tysięcy turystów. Koszty utrzymania jednej miniatury wynoszą od 20 do 200 tysięcy złotych. W ciągu tych 8 lat powstało 40 miniatur, ale to jeszcze nie koniec, bo ciągle powstają nowe (dokładnie 2 tygodnie przed naszą wizytą powitano w Parku Wrocławski Ratusz i jest on obecnie najnowszą miniaturą). Miniatury zabytków znajdujących się w regionie są pomniejszone dokładnie 25 razy, a te które stoją w górach 50-krotnie. Materiały, z których powstają modele są odporne na warunki atmosferyczne (zimą są demontowane i przechowywane w hali). Każda miniatura jest co roku restaurowana.

Po Parku oprowadziła nas sympatyczna pani przewodniki, od niej dowiedzieliśmy się mnóstwo interesujących rzeczy o każdej miniaturze (zabytku). To było takie ekspresowe pokonywanie wielu dziesiątków km, by zwiedzić najciekawsze miejsca na Dolnym Śląsku. Później jeszcze raz sami przeszliśmy się po całym parku, by już na spokojnie obejrzeć i obfotografować sobie każdą miniaturkę……i przy okazji zobaczyć, co udało nam się zapamiętać o niej. Ale się rozpisałam….. ufff……przejdę więc teraz do zdjęć.

I tak na pierwszym zdjęciu (poniżej) Zamek Książ- stanowi on jeden z hitów wśród miniatur, ze względu na wielkość i rozmach budowli. Aktualnie w Książu jest organizowanych wiele atrakcyjnych wystaw i imprez plenerowych( ja niestety jeszcze nigdy nie byłam na tym zamku):

Drugie zdjęcie przedstawia Pałac Myśliwski w Bożkowie ( jest to najwspanialsza posiadłość całego regionu kłodzkiego), a w tle wystaje Kościół Podwyższenia Krzyża Świętego w Jeleniej Górze ( o naszym zwiedzaniu Jeleniej Góry opowiem Wam dokładniej w którymś z kolejnych wpisów):

Następnie mamy Młyn Papierniczy w Dusznikach-Zdroju. Obecnie znajduje się tam muzeum produkcji papieru, posiadające liczne i cenne eksponaty obrazujące rozwój papiernictwa na całym świecie np. cenne egipskie papirusy. Ciekawostką jest stylowy dach, którego otwierane lufciki służyły do suszenia papieru na strychu budynku:

A na kolejnym zdjęciu- ja z moimi synami przysiadłam sobie przed Zamkiem Czocha. Twierdza ta była wielokrotnie sceną produkcji filmowych, na dziedzińcu zamkowym odbywają się coroczne turnieje rycerskie. Z wieży roztacza się przepiękny widok na Góry i Pogórze Izerskie:

Oprócz miniatur zamków, pałaców, kościołów i innych tego typu obiektów w Parku znajdują się też miniatury schronisk- na zdjęciu poniżej Schronisko “Szwajcarka”. Należy ono do najstarszych obiektów turystycznych w Sudetach i jest jedynym obiektem tego typu w Sudetach, wykonanym wyłącznie z drewna. Leży w Górach Sokolich na wys. 520m, na skrzyżowaniu licznych szlaków turystycznych i tras rowerowych. My odwiedziliśmy je w ostatnim dniu naszego wyjazdu…..oj było warto:

A  skoro już jestem przy tematyce górskiej, to powiem Wam, że w parku jest też miniaturowa Śnieżka….. a nawet dwie Śnieżki- gdyż na przestrzeni ostatnich stuleci masyw ten przeszedł wiele zmian- kiedyś Śnieżka miała charakter romantyczny, a obecnie na jej szczycie znajduje się Obserwatorium Meteorologiczne . Na razie nie będę opowiadała  Wam więcej o Śnieżce, gdyż o niej planuję przygotować oddzielny wpis:

Mnie bardzo podobało się w tym miniaturowym miasteczku ( moim Panom zresztą też) i byłam pod tak wielkim wrażeniem, że od tej pory chciałam tylko poszukiwać oryginałów w okolicy i porównywać je z tymi miniaturkami. I pochwalę się Wam, że w ciągu tych kilku dni udało nam się zobaczyć na własne oczy aż 15 zabytków. Jedyne co mi mogło przeszkadzać ( gdybym tak chciała się czegoś czepić) to mnóstwo zwiedzających……tym bardziej, że aura pogodowa nie pozwoliła na pójście w góry. I naprawdę sporo cierpliwości i gimnastyki wymagało ode mnie zrobienie kilku zdjęć, na których przypadkowi ludzie nie wchodziliby mi w kadr.

Na koniec jeszcze taka mała składanka i już opuszczam to piękne miejsce:

A po zwiedzeniu Parku Miniatur udaliśmy się na mały spacerek po Kowarach, by nieco zorientować się w jego topografii i zobaczyć Ratusz ( którego miniaturkę podziwialiśmy wcześniej w Parku). I na zdjęciu już nie miniatura- tylko oryginał:

W Kowarach warto też zwiedzić Sztolnie- My akurat tam nie dotarliśmy, gdyż wspólnie zadecydowaliśmy, że zamiast Sztolni podjedziemy do Miasteczka Western City w pobliskich Ścięgnach. Tam na terenie 5 ha znajduje się 12 drewnianych chat np.”Biuro Szeryfa”, “Bank”, czy “Saloon”, tworzących razem miasteczko rodem z Dzikiego Zachodu. Można tam też zobaczyć prawdziwego szeryfa, a przy odrobinie szczęścia być świadkiem widowiska pod tytułem”Napad na Bank” lub “Najazd Indian”. My załapaliśmy się na “Pokaz Rewolwerowca “. W tym Miasteczku również bardzo nam się podobało, a byłoby jeszcze fajniej, gdyby nie padał deszcz…. no cóż, na pogodę to już nic nie można poradzić.

Zrobiliśmy tam też mnóstwo zdjęć- ale do wpisu wybrałam tylko jedno:

To był bardzo intensywnie i mile spędzony dzień, zresztą jak każdy podczas tego wyjazdu.

POZDRAWIAM WSZYSTKICH czytających moje wpisy, a w szczególności te osoby, które odwiedzają mnie regularnie i komentując mobilizują do dalszego pisania

– Buziaczki dla WAS :*

Wpis archiwalny – sierpień 2010

11. Wakacje w Karpaczu

WITAM SERDECZNIE po krótkiej przerwie – przerwie spowodowanej intensywnością moich wyjazdów – i to zarówno rowerowych jak i samochodowym na moją ukochaną Jurę, a także kilkudniowym, wakacyjnym wyjazdem na Dolny Śląsk. Zaczynając pisać tego bloga obawiałam się, że z braku wyjazdów nie będę miała o czym pisać……a tymczasem tak dużo zwiedzam, że nie mam kiedy usiąść przy komputerze i podzielić się z Wami wrażeniami. Pozostawię więc na razie w mojej pamięci wszystkie jurajskie wycieczki i opiszę Wam ten kilkudniowy – bardzo dla mnie atrakcyjny wypad na Dolny Śląsk.

Zanim to jednak zrobię, to wyjaśnię dlaczego akurat ten region Polski wybrałam na tegoroczne wakacje…….bo przecież wszystkie znające mnie bliżej osoby doskonale wiedzą, że szczególną sympatią darzę Tatry i Zakopane i to tam najbardziej lubię jeździć i tamtymi szklakami wędrować. Otóż w zeszłym roku byliśmy kilka dni w Zakopanem (właśnie w sezonie wakacyjnym) i obeszliśmy praktycznie wszystko co się da obejść z dziećmi i dlatego w tym roku nie było za bardzo sensu ponownie tam jechać. A po za tym wielkie tłumy turystów zarówno w mieście, jak i na szlakach ( zwane złośliwie na forach górskich “stonką wakacyjną” ) zniechęciły mnie do ponownego wyjazdu tam.

I wymyśliłam sobie Karpacz, w którym ostatnim razem byłam 15 lat temu i to jeszcze przelotem ( w drodze na Śnieżkę zwiedziłam w nim tylko Świątynię Wang ). W tej decyzji umocniły mnie jeszcze dodatkowo zdjęcia wstawiane na pewnym forum fotograficznym przez moją znajomą, bo okazało się ,że zarówno Karpacz, jak i jego okolica mają do zaoferowania turystom więcej atrakcji niż do tej pory myślałam. Początkowo miałam w planie w tym jednym wpisie opisać Wam cały mój wyjazd- a więc wszystko co zwiedziłam zarówno w samym Karpaczu, jak i jego okolicy……ale po dłuższym namyśle stwierdziłam, że albo ten wpis byłby strasznie długi ( i chyba nikt nie dobrnąłby z czytaniem do końca ), albo o każdym miejscu musiałabym wspomnieć tylko jednym zdaniem- dlatego przygotuję kilka wpisów ( sama jeszcze nie wiem ile mi ich wyjdzie ).

W tym pierwszym – dzisiejszym opowiem Wam o wszystkich atrakcjach Karpacza, które udało mi się zobaczyć. I tak pierwszym miejscem do którego udaliśmy się zaraz pierwszego dnia po ulokowaniu w pokoju ( a pokoju szukaliśmy dopiero na miejscu, bo postanowiliśmy jechać tam zupełnie w ciemno) była Świątynia Wang:

Jest ona największą atrakcją Karpacza i mieści się w jego górnej części, tuż przy wejściu na teren Karkonoskiego Parku Narodowego.  Zbudowana na przełomie XII i XIII w., pochodzi z południowej Norwegii z miejscowości Vang, położonej nad jeziorem o tej samej nazwie. Ten cenny zabytek wzniesiony na wzór najlepszych przykładów skandynawskiego, drewnianego budownictwa sakralnego (nasycona żywicą, wykazująca niezwykłą trwałość sosna norweska) kupił król pruski Fryderyk Wilhelm IV, za namową hrabiny von Reden z Bukowca. Wpłynęła ona na króla by ten podarował Wang gminie Bruckenberg (Karpacz Górny). Obok kościółka Wang znajduje się parafia ewangelicko – augsburska.

Kościółek faktycznie piękny i pięknie usytuowany, tylko zupełnie nie wiem dlaczego w mojej pamięci wydawał się większy ???

Drugiego dnia po zwiedzeniu Parku Miniatur Zabytków Dolnego Śląska w Kowarach, spacerze po Kowarach i wizycie w Miasteczku Western City w Ścięgnach ( o tym będzie osobny wpis ) dalej zwiedzamy Karpacz. Najpierw udajemy się na tzw. Krucze Skały. Znajdują się one pomiędzy Osiedlem Skalnym, a Wilczą Porębą i stanowią grupę skalną z jasnego granitognejsu o maksymalnej wysokości 25 m. Są doskonałym terenem do uprawiania wspinaczki skałkowej. Z ich górnej części roztacza się jeden z najpiękniejszych widoków na Karkonosze i Śnieżkę (niestety w tym dniu widoczność była kiepska ).

Ta mróweczka na zdjęciu to mój starszy syn Marceli -wkomponowany w kadr, doskonale pokazuje ogrom tych bloków skalnych:

Po obejściu Kruczych Skał podjeżdżamy do centrum miasta – zwiedzamy tam dwa kościoły i udajemy się na słynną Zaporę na Łomnicy. Została ona zbudowana w ramach programu przeciwpowodziowego w latach 1910-1915 i tworzy niewielkie jeziorko zaporowe. Koroną zapory poprowadzony jest szlak turystyczny :

I pomimo padającego deszczyku spacerujemy sobie po zaporze i wokół jeziorka. Muszę przyznać, że to bardzo malownicze miejsce. W pobliżu wypatrzyłam też takie oto skały:

Wracając do miasta przechodzimy obok tzw. Lipy Sądowej.  Stanowi ona pomnik przyrody, bowiem wiek drzewa wynosi przeszło 250 lat, obwód ponad 5 m a wysokość przekracza 22 m. Lipa to drzewo przyjaźni i społeczności lokalnej.Właśnie do tej lipy przylgnęła nazwa “sądowa”, gdyż pod nią sądzono przestępców naruszających prawo osady. Kary były surowe i niezależne od pochodzenia. Na skwerku obok lipy rosną inne ciekawe gatunki drzew jak np.: wierzba płacząca, świerk kłujący czy tulipanowiec amerykański. Na ławeczkach pod drzewami chętnie odpoczywają mieszkańcy i turyści ( my też sobie odpoczęliśmy chwilkę ):

W Karpaczu znajdują się dwa muzea, które koniecznie trzeba odwiedzić – Muzeum Zabawek i Muzeum sportu i Turystyki Regionu Karkonoszy. My mieliśmy tak napięty program wyjazdu, że do pierwszego z nich- Muzeum Zabawek udaliśmy się dopiero ostatniego dnia, tuż przed wyjazdem z Karpacza. Prezentuje ono unikalną w skali światowej kolekcję lalek i zabawek z całego świata- zbiór liczy ponad 2 tysiące ( powstałych na przestrzeni 200 lat) eksponatów. Najliczniejszą część ekspozycji stanowi podarowana Karpaczowi kolekcja Henryka Tomaszewskiego- wybitnego artysty i twórcy Wrocławskiego Teatru Pantomimy.

Mój starszy syn był zachwycony eksponatami, natomiast młodszy jak zwykle wolał wszędzie biegać niż podziwiać zabawki ( aż dziwne!!!!!! ), a ja oczywiście chciałam wszystko obfotografować :

Drugim muzeum w Karpaczu jest Muzeum Sportu i Turystyki. Znajduje się ono przy ulicy Kopernika w zabytkowej górskiej chacie o konstrukcji przysłupowej.  Można tu obejrzeć eksponaty podzielone tematycznie na kilka działów: historia turystyki karkonoskiej, dzieje sportu zimowego w Karkonoszach, środowisko przyrodnicze Karkonoszy. Organizowane są również wystawy czasowe:

Niestety z braku czasu nie zwiedziliśmy go w środku….nie mogę tego przeboleć, więc chyba będę musiała jeszcze powrócić do Karpacza.

A jeszcze jako ciekawostkę wspomnę, że obok tego muzeum znajduje się najkrótsza ulica w Polsce.

Czwartego dnia wjeżdżamy kolejką na Kopę i stamtąd idziemy na Śnieżkę ( o tym też opowiem Wam dokładnie innym razem ), dzisiaj tylko powiem, że niedaleko tej dolnej stacji kolejki znajduje się tzw. Wodospad Dziki. Powstał on w wyniku spiętrzenia wód rzeki Łomnicy. Ta spadająca z kilkumetrowej wysokości górska woda, rozpryskując się na kamieniach daje doskonałą ochłodę w upalne dni:

Niedaleko tego wodospadu na ulicy Strażackiej jest takie miejsce- miejsce zaburzenia grawitacji.  Zjawisko to polega na tym, że gdy zatrzymamy samochód i wyłączymy silnik, samochód zaczyna toczyć się pod górę wbrew prawom grawitacji. My akurat tego nie próbowaliśmy, bo przechodziliśmy tamtędy pieszo.

Oprócz tych opisywanych i pokazywanych przeze mnie atrakcji w Karpaczu znajduje się również Letni Tor Saneczkowy( Kolorowa), Park Linowy, Karkonoskie Drezyny, mnóstwo restauracji, barów i kawiarni. Karpacz jest również doskonałą bazą wypadową w Karkonosze- ułatwia to też wspominany przeze mnie wyciąg linowy ( kolej linowa) na Kopę. I myślę, że grzechem byłoby będąc w Karpaczu nie zaliczyć Śnieżki- 1602 m npm – najwyższy szczyt Sudetów ( o naszym zdobywaniu Śnieżki opowiem Wam innym razem )…. czy też wybrać się szlakiem do Słonecznika i Pielgrzymów ( my widzieliśmy je tylko z daleka ). Na miłośników rowerów czekają też w Karpaczu liczne trasy rowerowe.

Sami więc widzicie jak atrakcyjnym miasteczkiem jest teraz Karpacz – cieszę się, że to akurat w nim spędziłam tegoroczne wakacje !!!!!!!!!!!!!

POZDRAWIAM WSZYSTKICH i zapraszam na moje kolejne wpisy !!!

Wpis archiwalny – sierpień 2010